Na początku marca wybraliśmy się do Älvåsen, wypożyczyliśmy biegówki i pojechaliśmy na 4km trasę, gdzie wcześniej spacerowaliśmy. Tak się nam spodobało, że tydzień później jeździliśmy już na swoim sprzęcie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh1t4Luf6gKaT8QEqAiLjRt4H62UrgD5qVyUMoU7pkwckwckYcGm48OWpZ61Z_3O3Gex1NNq0919iFUXjgHkJweDazD-xU9jAVVH3T1ICQMZfpEpQ-f0ON1mkJdfrQoBRPikdJ1M15oKmxz/s400/blogger-image-112609103.jpg)
[Trasa w Älvåsen]
Ponieważ do sklepu pojechaliśmy dzień po naszym pierwszym kontakcie z biegówkami, musieliśmy poprosić o pomoc sprzedawczynię. Spędziła z nami z pół godziny pomagając wybrać narty i buty, zaznaczając strefy woskowania na nartach i tłumacząc, co i jak często należy przy nich robić. Poza nartami, butami i kijkami, kupiliśmy więc również wosk, "żelazko" do woskowania, klej (podobno prostszy w użyciu niż woski do strefy hamowania), sprej i szmatki do czyszczenia, szczotkę, i dwa plastiki (płaski i okrągły) do zdrapywania nadmiaru wosku.
Zanim wybraliśmy się do sklepu, nawet nie wiedziałam, że narty mają strefę hamowania (być może ma to bardziej profesjonalną nazwę). I że z tego powodu narty biegowe dopasowuje się nie tylko do wzrostu, ale również do wagi. Gdy ciężar ciała spoczywa na obu nartach, strefa hamowania nie ma kontaktu z podłożem, ale gdy ciężar przeniesie się na jedną nogę, to narta pod tą nogą powinna się stykać ze śniegiem całą powierzchnią.
W nowych nartach trzeba tę strefę zeszlifować - chociaż słowo "mocno porysować" lepiej oddaje to, co się z nartami robi - a następnie nawoskować albo nałożyć na nią klej. My użyliśmy pasków kleju, który rozciągnęliśmy na brzegach, bo równy brzeg mógłby spowodować, że narta by pojechała, a klej został na śniegu (tak przynajmniej powiedziała nam sprzedawczyni).
[Paski kleju]
Na pozostałą część narty nałożyliśmy wosk, topiąc go tym specjalnym żelazkiem. Po kilkunastu minutach nadmiar wosku zdrapaliśmy. I narty gotowe.
[Woskowanie nart]
Zarówno wosk i klej kupuje się na konkretne temperatury - my wosk mieliśmy bardziej wiosenny, bo na zakres -4 do +4 stopnie C. Wygląda więc na to, że woski trzeba będzie zmieniać kilka razy w sezonie. Albo biegać tylko wtedy, kiedy temperatura jest odpowiednia dla aktualnie nałożonego wosku ;-)
Muszę tu wspomnieć, że woskowanie nart w domu nie było najlepszym pomysłem. I nawet nie chodzi o kapanie woskiem na podłogę, bo takich plam mieliśmy zaledwie kilka - pod nartami mieliśmy rozłożone gazety. Ale przy zdrapywaniu nadmiaru wosku, pryskał on we wszystkich kierunkach, a potem wcierał się w podłogę. Dzięki temu podłoga w części pokoju została tak dobrze nawoskowana, że w ciągu kolejnych 2 tygodni kilka razy zdarzyło się nam lądować na podłodze, gdy szliśmy przez nawoskowaną strefę. Myślę, że dużo bezpieczniej robić woskowanie na podwórku; ewentualnie można spróbować szczelnie zakryć dużą (większą niż tylko najbliższa okolica nart) część podłogi w pokoju.
Jeśli chodzi o czyszczenie nart, to wosk wystarczy spryskać płynem do czyszczenia nart i przetrzeć szmatką. Większy problem jest z klejem. Po zdarciu jego grubszej warstwy, wciąż zostaje go sporo, a gdy próbuje się użyć spreju i szmatek, to klej zaczyna się przenosić na szmatkę i na palce, co nie jest przyjemne, bo trudno się go zmywa. Ale jest to możliwe!
Czyste narty czekają teraz na kolejną zimę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz