Od kilku miesięcy chodziła mi po głowie myśl o zmianie pracy. Po pierwsze, chciałam pracować w szwedzkojęzycznym środowisku. Po drugie, chciałam wrócić do branży, która mnie bardziej interesuje. Po trzecie, mam wrażenie, że jakiekolwiek zarządzanie ludźmi jest dla mnie zbyt stresujące, wolę jednak bardziej techniczne zadania; koleżanki, które wiedziały, że szukam pracy, próbowały mnie przekonać, że bycie leadem w innych firmach wygląda inaczej niż w mojej dotychczasowej pracy, ale wolałam nie ryzykować.
Pierwsze CV wysłałam chyba w czerwcu i wtedy na własnej skórze przekonałam się o tym, o czym słyszałam już wcześniej - szukanie pracy w wakacje to bardzo zły pomysł, ponieważ większość ludzi jest na wakacjach. Samych ofert pracy jest mniej, a procesy rekrutacyjne dotyczące opublikowanych ofert potrafią przeciągnąć się o kilka tygodni.
Byłam na kilku rozmowach - wszystkie były po szwedzku i byłam z siebie zadowolona, że nie rozmawiając po szwedzku na co dzień, jestem w stanie coś poopowiadać o swojej pracy i oczekiwaniach. Z rozumieniem nie mam problemu, bo codziennie słucham radia i dosyć często oglądam szwedzką telewizję.
Rozmowa w jednej z dużych firm była bardzo dziwna - szef zespołu próbował mnie przekonać, że praca u nich jest nudna, monotonna (to samo robi się w cyklach 3-miesięcznych) i nie ma żadnych szans na awans przez najbliższe 5 lat. Ja rozumiem, że ktoś od początku rozmowy czuje, że nie pasuję do zespołu - ale w takim wypadku mógłby zakończyć rozmowę wcześniej.
Jesienią udało się znaleźć firmę pasującą do moich oczekiwań, której się spodobałam! Umowę podpisałam elektronicznie, potwierdzając SMSem. Wydawało mi się to tak nierealne, że mimo iż następnego dnia złożyłam wypowiedzenie w firmie, w której pracowałam, to dopóki nie spotkałam się w grudniu na lunchu z moją nową szefową i nie dostałam danych do logowania do systemu w nowej firmie, to nie mogłam uwierzyć, że zmieniam pracę. Ma to swoje dobre strony - pracowałam na pełnych obrotach praktycznie do samego końca, co wzbudzało zdziwienie u kolegów z pracy, którzy wprost mówili, że nie rozumieją, jak mi się jeszcze chce tak starać, skoro opuszczam firmę.
Ostani dzień w firmie był trochę dziwny - już ktoś "zamówił" sobie mój monitor, ktoś inny mój komputer, pomagałam koleżance przygotować propozycję nowego rozkładu ludzi w pokojach (to akurat jest mądre, gdy ktoś odchodzi, bo nie ma poczucia pustki przy opuszczonym biurku). Dostałam miłe prezenty - m.in. książkę o moim nowym hobby i chiński "cukier" (mam wrażenie, że to coś w rodzaju sztucznego miodu) - była fika i krótka przemowa szefa. A potem wyściskanie wszystkich i... zamiast wrócić do domu pojechałam na podsumowujące miniony rok spotkanie mojego działu w nowej firmie; ledwo zdążyłam (niestety, pora wybitnie sprzyjała korkom na drodze).
Pierwszego dnia w pracy dużo się działo - łącznie z treningiem, jak się zachowywać na rozmowie u klienta. Rozmowę miałam tego samego dnia; zapomniałam praktycznie o wszystkim, czego się nauczyłam - na szczęście (mnie to naprawdę cieszy! ale nie wszyscy koledzy z pracy zdają się być z tego zadowoleni) na rozmowę do klienta jeździ się z szefem (tudzież sprzedawcą będącego w kontakcie z danym klientem), który pomaga na rozmowie. Za mnie szefowa załatwiła wstępną rozmowę "o niczym" oraz uprzedziła, że to mój pierwszy dzień w pracy i że mogą wystąpić problemy językowe (wcześniej na treningu dotyczącym interview rozmawialiśmy o tym i nawet człowiek, który przeprowadzał szkolenie, stwierdził, że to może być dobry pomysł; problem był taki, że czasem zdarzało mi się zaciąć, bo szukałam słowa albo odmiany czasownika i jeśli ktoś nie wie, że mam problemy z językiem, może sobie różne rzeczy pomyśleć, prawda? a nikt nie chce zrobić złego wrażenia na kliencie); poza tym przypomniała mi, że mogę coś narysować, żeby zaprezentować system, o którym mówię. To naprawdę pomaga, bo wiadomo, że jest z tobą na rozmowie ktoś, kto jest po twojej stronie, kto jednocześnie zna potrzeby klienta i twoje możliwości i może podpowiedzieć, o czym warto powiedzieć, jeśli akurat się samemu zapomni.
Na odpowiedź od klienta (pozytywną!) czekałam cały tydzień. W tym czasie chodziłam na szkolenia i robiłam co chciałam :-) Nikt nie sprawdzał, czym się zajmuję, co planuję. Fakt, że czasu nie marnowałam, bo przygotowałam sobie na podstawie ofert pracy w naszym systemie listę narzędzi, które warto poznać i zaczęłam się nimi "bawić".
Koledzy, którzy również czekają na projekty u klientów, wymyślili projekt, którym będą się zajmować (ma to służyć rozwojowi kompetencji pracowników, więc firma chętnie sponsoruje części czy inne potrzebne narzędzia). Ja też do nich dołączę - zapowiada się ciekawie, można się będzie nauczyć nowych rzeczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz