W drodze do Sottungi mijaliśmy się z innymi łódkami z naszej grupy kilka razy. Gdy wiatr był dobry, inni wyprzedzali nas, ale gdy płynęliśmy między wyspami dokładnie pod wiatr, to my wyprzedzaliśmy innych.
Na miejsce dotarliśmy różnymi trasami, ale mniej więcej w tym samym czasie. Okazało się jednak, że nie ma miejsc w porcie. Ludzie z naszej grupy zaparkowali na kotwicy po zewnętrznej stronie falochronu i poszli porozmawiać z obsługą portu.
Gospodarz portu poprzesuwał ręcznie kilka łódek robiąc miejsce dla dwóch z naszej grupy, nas zaparkował przy nieczynnym dystrybutorze i do nas documował kolejną łódka z naszej grupy. Za nami na kotwicy zmieściła się jeszcze jedna łódka z naszej grupy i jakaś "obca", która dopłynęła później. Istny tetris! Ale wszyscy szukający portu na noc znaleźli tu miejsce.
Wieczór był słoneczny, a gdy całkiem ucichł wiatr ludzie zaczęli pływać między łódkami; jakieś dzieci z innych łódek skakały z wieży do skoków (nikt pod nią nie parkował). Nasza grupa umówiła się na wieczorną imprezę - najpierw upiekliśmy kiełbasy i mięso ma grillu, a potem na dwóch sąsiadujących łódkach z naszej grupy jedliśmy. My mieliśmy po prostu kiełbasę i musztardę, ale inni - bardziej doświadczeni w spędzeniu wakacji na łódce - mieli normalny obiad, czyli do grillowanego mięsa ugotowali ziemniaki i zrobili surówkę.
Po obiedzie było jeszcze imieninowe ciasto i kawa! Ciasto było niespodzianką i jedna pani piekła je w trakcie rejsu. Śmieszna sprawa, bo w czasie pieczenia skończył się gaz w butli, ale że pływanie między wyspami wiąże się ze zmiennym wiatrem, to mąż pani, która ciasto piekła, nie mógł jej wymienić butli, więc takie wpół upieczone czekało na kontynuację pieczenia już w porcie. Wyszło dobre!
Poza restauracją w porcie były również budki/stoiska z jedzeniem. Kupiliśmy tam wędzoną rybę tak dobrą, że zjedliśmy ją jeszcze przed obiadem więc wzięliśmy od razu drugą na śniadanie.
Tylko my zbieraliśmy się już w kierunku domu, reszta grupy wybierała się do naturhamnu ("dzikiego" portu, bez infrastruktury ale i bez opłat, często bez innych ludzi), więc gdy następnego dnia rano chcieliśmy wypłynąć mając przed sobą dłuższą trasę niż pozostali, inne łódki wciąż stały w porcie i my nie tyle wypłynęliśmy z portu, co nas linami wysunięto w miejsce, gdzie już nie było ryzyka uderzenia
w inną łódkę przy manewrowaniu.
Strona portu w Sottunga: https://sottungagasthamn.fi/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz