Kolejnym etapem podróży miał być powrót do Szwecji, na nocleg planowaliśmy zatrzymać się w Öregrund.
Gdy przekraczaliśmy TSS płynęliśmy na żaglu wspomagając się silnikiem i znajdowaliśmy się na kursie kolizyjnym z dużym statkiem transportowym. Nie chcąc zmieniać kursu zmniejszyliśmy prędkość tak, żeby statek przepłynął przed nami, ale ta zmiana nie była zbyt widoczna. Żeby więc upewnić załogę statku, że wiemy, że to oni mają pierwszeństwo, Marcin zadzwonił do nich na VHFie (ja wciąż nie zrobiłam uprawnień). Ale była radość, jak na radiu potwierdzili, że dostali wiadomość! Pierwszy raz użyliśmy radia do czegoś innego niż słuchanie komunikatów czy rozmowa ze znajomymi.
Wciąż będąc na TSSie usłyszeliśmy, że nasz silnik zaczął działać inaczej, jakby mu obroty spadły. Podniosłam klapę do silnika, użyłam kilka razy ręcznej pompki do odpowietrzania i wydawało się, że wszystko jest w porządku, silnik dalej pracował, więc dość szybko zapomnieliśmy o problemie.
W marinie w Öregrund nie było wolnych miejsc. Był wakacyjny weekend, trwał jakiś festiwal i wszędzie było pełno ludzi i łódek. Próbowaliśmy wpłynąć w jakieś wolne miejsce między motorówkami, ale było zbyt ciasne. Gdy się wycofywaliśmy, robiliśmy to zbyt wolno i łódka straciła sterowność. Siedziałam na dziobie patrząc czy uda nam się minąć dwa trzystukonne silniki czy jednak w nie zahaczymy... na szczęście udało się wypłynąć z Öregrund bez strat. Byliśmy jednak zmęczeni, a do najbliższej mariny były 2 godziny drogi.
Mniej więcej po 1,5h, gdy słońce zaczynało zachodzić, stanął nam silnik. Wypompowywanie powietrza ręczną pompką nie dawało żadnego efektu. Zadzwoniłam po pomoc do Sjöräddning, które stacjonowało w Öregrund. Ratownicy upewnili się, że u nas na pokładzie są tylko dorośli, nikt nie panikuje i nie ma zagrożenia życia, po czym powiedzieli, że będą mniej więcej za godzinę. Poprosili też o rzucenie kotwicy, żebyśmy nie oddryfowali w stronę kamieni, które mogłyby uszkodzić łódkę. To był pierwszy raz, kiedy użyłam kotwicy. Skutecznie!
![]() |
[W oczekiwaniu na pomoc] |
Ratownicy przypłynęli i odholowali nas do portu - dobrze, że ktoś z parkującego w marinie kampera przyszedł i pomógł nam przybić do brzegu. Ponieważ płacę co miesiąc składki członkowskie w Sjöräddningssällskapet za pomoc nie zapłaciliśmy nic.
Był weekend, więc następnego dnia zamiast od razu szukać mechanika od rana sami zabraliśmy się za szukanie przyczyny usterki. Wymieniliśmy filtry, sprawdziliśmy przewody paliwowe i ich łączenia, odpowietrzyliśmy układ paliwowy a i tak wciąż wydawało się, że silnik nie działa tak jak powinien - chociaż testowaliśmy go tylko w miejscu, nie chcieliśmy ryzykować wypłynięcia z portu.
Ludzie z naszej grupy wyprawowej dzwonili do nas spytać, czy dotarliśmy już do domu, więc opowiedzieliśmy im o problemach z silnikiem. Dowiedzieliśmy się też kiedy kto z grupy będzie przepływał w okolicy, w razie gdybyśmy potrzebowali pomocy. Miłe to było.
Pamiętając jakim problemem było znalezienie mechanika w okolicy naszego domowego portu, założyliśmy że łódka może pozostać w obecnym miejscu nawet do końca wakacji, czyli jakieś 2-3 tygodnie. Dobrze jednak, że byliśmy już w Szwecji i "niedaleko" domu. Zdecydowaliśmy, że ja zostanę na łódce i będę szukać mechanika a w tym czasie Marcin pojedzie transportem publicznym po samochód.
Transport publiczny oznaczał ponad godzinny spacer na przystanek autobusowy, a potem jazdę autobusem, pociągiem i jeszcze jednym autobusem zakończoną niedługi spacerem. Wszystko to miało zająć - o ile dobrze pamiętam - około 5 godzin ze względu na wakacyjny rozkład jazdy autobusów. Ponadto już o 6:30 trzeba było być gotowym do drogi.
![]() |
[Okolice mariny, Ängskär] |
![]() |
[Punkt orientacyjny] |
![]() |
[Okolice mariny, Ängskär] |
Niespodziewanie szybko udało się znaleźć mechanika. O 8 rano odebrał telefon i powiedział, że może przyjechać już za godzinę! Zaskoczyło mnie, że wchodząc z pokładu do środka łódki ściągnął buty.
Byłam bardzo ciekawa, co przegapiliśmy, więc patrzyłam dokładnie na to, co mechanik robi i sprawdza i generalnie robił to samo, co my dzień wcześniej. Aż do ostatniego punktu odpowietrzania - okazało się, że instrukcja do silnika mówi, żeby odpowietrzać go ręczną pompką, ale nie jest to najwyższy punkt w systemie paliwowym. Powietrze zebrało się przy wtryskiwaczach (i w podręcznikach dla mechaników ta opcja jest opisana - wiem, bo od tego czasu sprawdziłam dwa różne). Po odpowietrzeniu silnik pochodził bez problemów jakieś 20 minut, wciąż przy nabrzeżu, ale nie na luzie tylko na wstecznym biegu, i na tym się skończyła wizyta mechanika.
![]() |
[Zaznaczone miejsca ostatecznego odpowietrzania] |
![]() |
[Marcin odpływa] |
Jak się rozstawaliśmy Marcin wyjął z grabbaga mój paszport i mi go oddał mówiąc, że jak coś się stanie i ratownicy znajdą torbę, to będą wiedzieli, że mają szukać tylko jednej osoby. Trochę strasznie to zabrzmiało. Ale będąc na łódce człowiek jest trochę bardziej przygotowany niż podróżując samochodem, na przykład listę z telefonami alarmowymi mamy zawsze położoną przy sterze, z zaznaczonymi najbliższymi stacjami ratowniczymi. Nawet sprawdzaliśmy, gdzie idzie granica między stacjami, żeby wiedzieć z którego miejsca do której stacji dzwonić.
Wszystko na łódce przygotowaliśmy tak, żeby wygodnie było prowadzić ją jednoosobowo. Było gotowe jedzenie i picie. Tylko drzwi nie zostały zamknięte... W zatoce przy Gävle podobno często warunki są nienajlepsze i tak było również tym razem. Na dużych falach łódką bardzo bujało, więc przygotowana do picia woda stoczyła się do środka łódki przez niezamknięte drzwi. Na dużych falach autopilot niezbyt dobrze się spisuje, więc trzeba było cały czas trzymać ster i nie było jak zejść do środka, żeby poszukać wodę do picia.
Przez cały dzień sprawdzałam pozycję łódki na mapie i jak łódka pojawiła się w okolicy naszego portu to pojechałam tam, żeby pomóc ją zacumować.
Te wakacje były pełne przygód, ale wspaniale było być w domu we własnym łóżku, nawet jeśli jeszcze przez kilka nocy czułam bujanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz