Kurs gotowania zakończony - miało być zdrowo i nordycko. Ostatnia, piąta, lekcja była w poniedziałek i trochę mi szkoda, że tak szybko się to skończyło.
W zajęciach uczestniczyłam ja i 4 panów, z których najmłodszy miał około 50 lat, a najstarszy 87 (wiem dokładnie, bo się chwalił). Wyróżniałam się więc pod każdym względem - zdarzało się, że również językowo, bo jednak słownictwa kuchennego raczej nie zdarzyło mi się dotychczas używać, a czasem trzeba było coś "pokroić w plasterki" albo "rozkruszyć".
Nasza nauczycielka była bardzo surowa i często nas strofowała; zdarzało się, że niesłusznie, ale wszyscy uznawaliśmy, że "pani wie lepiej", więc jeśli pytała a my nie znaliśmy odpowiedzi, to myśleliśmy, że to my o czymś zapomnieliśmy, ale czasem okazywało się, że pytanie dotyczyło czegoś, czego się jeszcze nie nauczyliśmy.
Niemniej taka surowa nauczycielka powoduje, że grupa uczniów bardzo szybko się integruje i wspiera - na przykład gdy P. miał posiekać cebulę i zaczął ją siekać tym samym nożem, którego użył do obierania, a nasza nauczycielka akurat stała tyłem, więc nie zdążyła się jeszcze oburzyć, wyciągnęłam mu nóż z ręki i wsadziłam do ręki ten, którego powinien użyć; akcja zakończyła się zanim nauczycielka spojrzała, co się u nas dzieje. Uff! Sukces!
Bywało również, że zastanawialiśmy się, jak coś zrobić, ale brakowało odważnego, który by podszedł do "naszej pani" zapytać, jak to zrobić poprawnie.
Już na pierwszych zajęciach zdążyłam się zorientować, że mam zaległości ze szkoły. Myślałam, że jeśli w opisie kursu było zaznaczone, że trzeba znać podstawy gotowania, to wystarczy, że gotuję w domu na co dzień. Ale nieeee, to nie są te podstawy, o które chodzi. Otóż w szwedzkiej szkole dzieci mają zajęcia dotyczące prowadzenia gospodarstwa domowego (hushållskunskap). Uczą się tam, jakich środków używać do czyszczenia i sprzątania, mają podstawy dietetyki i gotowania. Tam uczą się również, który nóż do czego służy, jak gotować i kroić warzywa. Tu miałam braki - szczególnie w nożach; na ogół jak już zacznę używać jednego noża, to używam go do wszystkiego, chyba że jest to wyjątkowo niewygodne.
Kurs to nie tylko gotowanie, ale też trochę informacji o witaminach, zbożach, soli i o samej nordyckiej diecie. Dostawaliśmy trochę materiałów do poczytania w domu. I byliśmy z tego odpytywani na kolejnych zajęciach! ("Ja nie pytam, jak twoja żona gotuje ziemniaki!! Ja pytam, jak należy to robić! Mieliście przeczytać te materiały, które wam dałam. Tam wszystko jest napisane!")
Teraz, po kursie, wiem między innymi jak przygotować mięso, ugotować brokuła, posiekać cebulę czy przygotować pora. Zaczęliśmy też w domu jeść całego pora, a nie tylko tę białą część; "problem" w tym, że jest go teraz dwa razy więcej do zjedzenia.
Nie udało się natomiast nauczycielce przekonać mnie do jedzenia niemytych grzybów (samo wypędzelkowanie nie usunie chyba wszystkiego z takich kurek, a piasku/ziemi jeść nie planuję), ryb, czy mięsa - nawet jeśli są one poddane później obróbce termicznej; podobno mycie zmniejsza walory smakowe... hmm... myślę, że ziarenka piasku również nie dodają smaku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz