Ponieważ dopiero w tym roku po raz pierwszy udało mi się obejrzeć wszystkie odcinki, nie mogę powiedzieć, jak tegoroczny Julkalendern wypadł w porównaniu do poprzednich. Mogę za to powiedzieć, że był bardzo ciekawy!
Tematem przewodnim tegorocznej serii było życie w Szwecji na przestrzeni tysiąclecia - stąd tytuł "Tusen år till julafton" ("Tysiąc lat do Wigilii"). Pokazywał życie rodzin od czasów Wikingów do współczesności (jeden odcinek to jeden dzień w wybranej epoce), z czego ostatnich jedenaście odcinków pokazywało kolejne dziesięciolecia wieku XX i XXI.
Julkalendern w tym roku wzbudził bardzo wiele emocji. Dzieci pisały listy, w prasie pojawiały się dyskusje "za" i "przeciw"... Co tak kontrowersyjnego było w programie historycznym? Po pierwsze to, że był edukacyjny (widziałam w prasie list od dziecka, które pisało, że jeśli Julkalendern ma mieć wymiar edukacyjny, to należałoby zmniejszyć w grudniu liczbę godzin lekcyjnych). Ludzie byli również niezadowoleni z przedstawiania serialowych rodziców - ojciec unikał pracy i lubił się wygłupiać, a mama była dosyć sztywna. W serialu pojawiały się oskórowane (bóbr bez skóry wygląda przerażająco!) a także wypchane zwierzęta (np. jako dekoracja stołu), co wywołało protesty u dzieci lubiących zwierzęta.
Na potrzeby serialu zatrudniono kucharza znającego historię kuchni, więc w każdym odcinku pojawiały się potrawy charakterystyczne dla danej epoki. Jedzenie z odległych czasów na ogół wzbudzało u dzieci obrzydzenie - w tej sprawie również pojawiały się listy od widzów; zmuszanie do jedzenia rzeczy, które uczestnicy programu uznali za niejadalne, było uznawane niemalże jako znęcanie się nad dziećmi (a było sporo potraw, którymi dzieci pluły).
Jeden motyw bardzo zapadł mi w pamięć. To był jeden z pierwszych odcinków, dzieci musiały pomagać rodzinie w codziennych obowiązkach - każdy na miarę swoich możliwości. Kilkulatka miała za zadanie zbierać pozostawione w domu kozie bobki (to był czas, gdy zwierzęta mieszkały z ludźmi w jednym pomieszczeniu) i zatykać nimi pęknięcia i dziury w ścianach. I to dziecko było strasznie szczęśliwe z tego powodu.
Na końcu każdego odcinka dzieci podsumowywały cały dzień, co im się podobało w danej epoce, a co nie; i ta dziewczynka, z takim ogromnym uśmiechem, powiedziała, że ta epoka jej się bardzo podobała, bo rozgniatanie kozich bobków na ścianie było wspaniałe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz