poniedziałek, 30 lipca 2012

Dookoła Szwecji: Kiruna - Narvik - Kiruna

Na dworcu w Kirunie są automaty, w których można kupić bilet lub odebrać bilet zarezerwowany wcześniej przez internet. Na każdym jest imię i nazwisko właściciela, trzeba mieć więc ze sobą dowód tożsamości. Nikt tego jednak nie sprawdzał.

Gdy czekaliśmy na pociąg, pogoda była "północna", czyli świeciło słońce i było poniżej 15 stopni. Turyści ubrani w kurtki lub polary, ale była też jedna rodzina - najwyraźniej miejscowa - w której dorośli i dzieciaki chodzili w klapkach, szortach i podkoszulkach.

Nie wiedzieliśmy, jaki jest rozkład miejsc w pociągu. Bardzo chcieliśmy siedzieć z prawej strony - tak polecały przewodniki, bo podobno widoki są lepsze - ale nie wiedzieliśmy, jakie numery miejsc powinny nas interesować. Wzięliśmy więc jakieś losowe miejsca obok siebie. W pociągu okazało się, że mamy wagon bezprzedziałowy i nie dość, że siedzimy po lewej stronie to jeszcze tyłem do kierunku jazdy.

Pociąg był dalekobieżny, poza zwykłymi wagonami bez przedziałów były też takie z miejscami do spania oraz bar, z którego korzystało dużo osób (kupując głównie kawę, ale zdarzył się też ktoś z miską, za którą ciągnął się zapach chińskiej zupki).
Wygodne fotele - dość szerokie i głębokie - z odpowiednio dużą przestrzenią na nogi, składanymi stolikami, uchwytami na kubki i gniazdkami elektrycznymi (między naszymi fotelami były takie 2). Na oknach rolety - ściągane od góry, więc nawet jeśli się zasłaniało przed słońcem, to nadal można było podziwiać krajobraz. Przy wejściach do wagonu oraz na środku były półki na większy bagaż; poza nimi były standardowe półki nad siedzeniami, ciągnące się wzdłuż wagonu.

Najwięcej pasażerów opuściło pociąg w Abisko i okolicy (jeszcze po szwedzkiej stronie) - poza tym, że są tam trasy narciarskie przyciągające ludzi zimą, to zaczynają się tam również piesze szlaki. Dzięki temu zwolniło się sporo miejsc po pożądanej prawej stronie.

Krajobraz był przepiękny - szczególnie po przejechaniu norweskiej granicy. Dużo skalistych gór, lasów niewiele, a jeśli już to z niewysokimi drzewami. Z pociągu widać było, że w niektórych miejscach wciąż leży śnieg, ale nie było go dużo.

[widok po lewej stronie pociągu]


[widok po prawej stronie pociągu]

Gdy zbliżaliśmy się do Narwiku, pociąg, który do tej pory jechał głównie doliną, zaczął się wspinać na górę. Wtedy można było przykleić się do szyby po prawej stronie pociągu - co zrobili praktycznie wszyscy pasażerowie - patrzeć i podziwiać... i nagrywać ;-)


[widok po prawej stronie pociągu]


[wciąż po prawej stronie pociągu]

Większość prób nakręcenia filmu kończyła się na ciemnym tunelu. Tunele były zbite z desek i miałam wrażenie, że służą jedynie do psucia widoku. Znajoma uświadomiła mi jednak, do czego te tunele służą. Zimą.

[ta sama trasa zimą]

Narvik wygląd na nieduże miasto, w którym nie ma co robić. Jest jakieś muzeum, gdzieś poza centrum jest port... 

[Narvik]

[Narvik]

[bliżej na biegu niż do Warszawy]

Nie przepuściliśmy okazji zjedzenia ryby nad morzem... no, nie do końca ryby ;-) Obiad zjedliśmy w barze obok sklepu rybnego. Poza halibutem zamówiliśmy również wieloryba! Niby wiadomo, że to ssak, ale jednak trochę dziwnie widzieć takie brązowe mięso z czegoś, co wcześniej pływało w morzu, z rybami.

[halibut]

[wieloryb]

Ceny - w porównaniu do tych ze Sztokholmu - nie są znacząco wyższe. Jednostkowo jest kilka procent drożej, poza tym korona norweska jest warta ok. 1,2 korony szwedzkiej, ale nie są to kilkukrotne przebicia, jakich się spodziewaliśmy.
W barze była informacja, że przyjmowane są tylko norweskie karty kredytowe, więc wypłaciliśmy gotówkę z bankomatu. Ale już w sklepie spożywczym zapytaliśmy o możliwość płatności szwedzką kartą i sprzedawca nam powiedział, że oczywiście można nimi płacić, bo to przecież też z Unii Nordyckiej.

Po obiedzie wróciliśmy na dworzec, skąd miał odjeżdżać nasz powrotny autobus. Czekając na niego, zobaczyliśmy, że na sąsiedniej górze jest kolejka linowa. Szkoda, że nie wiedzieliśmy o niej wcześniej, pewnie byśmy pojechali zobaczyć, co stamtąd widać.

[okolice stacji kolejowe]

Do Kiruny wracaliśmy autobusem (myśleliśmy, że wybranie opcji "SJ" w automacie oznacza jedynie pociągi), ale ta podróż też okazała się ciekawa. Minęliśmy np. parking, który był oznaczony jako miejsce bitwy o Narwik. Autobus jedzie cały czas doliną, więc widoki były trochę inne niż te z pociągu, ponadto przejeżdżaliśmy przez centra turystycznych miejscowości (w jednej z nich była kumulacja wszystkich atrakcji na małym terenie - krótki wyciąg, wzdłuż którego stały domki campingowe, niewielka górka do zjeżdżania, a na jej szczycie restauracja, sklep i przystanek autobusowy).
[droga z Narviku do Kiruny, Norwegia]

[droga z Narviku do Kiruny, Norwegia]

Po powrocie do Kiruny szukaliśmy czegoś do zjedzenia kolację. Niestety większość restauracji jest otwarta albo do 13:00 (tak, to nie jest pomyłka) albo do 18:00. A w restauracji na naszym campingu trzeba wcześniej zarezerwować stolik (to działa bardziej jak stołówka, bo nie ma też wyboru dań - jest rozpisane menu na cały tydzień). Udało nam się jednak znaleźć centrum handlowe ze sklepami otwartymi aż do 22:00!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz