Rano udało się nam wstać odpowiednio wcześnie, więc pojechaliśmy w kierunku Rovaniemi.
Na granicy z Finlandią żadnego śladu po dawnych przejściach granicznych - po prostu za jednym z rond w Haparandzie znajduje się wyższy niż standarowe słup z dwoma tabliczkami "Sverige" i "Suomi". I witamy w Finlandii :)
[prawie w Finlandii]
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to brak flag. W Szwecji przy każdym gospodarstwie stoi wysoki maszt, na którym powiewa szwedzka flaga. W Finlandii gospodarstwa wyglądały podobnie, maszty również były, ale na ogół puste - bardzo rzadko można było zobaczyć fińską flagę. Reszta wyglądała podobnie - las, las, las i gdzieniegdzie domy.
Rovaniemi... Zawsze mi się wydawało, że tam, gdzie jest Mikołaj, koniecznie musi być śnieg. A jeśli w okolicy jest jakaś miejscowość, to pewnie taka nieduża wioska, skórzane namioty, renifery... W rzeczywistości Rovaniemi to nie takie całkiem małe miasto. Są tam parki, bloki, sklepy... i ponad 30000 ludzi. Wygląda mniej więcej tak, jak każde inne europejskie miasteczko.
Wioska św. Mikołaja jest dobrze oznaczona, nie sposób jej przegapić. Z Rovaniemi jedzie się do niej samochodem kilka minut. Nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie jest wejście do wioski, więc najpierw poszliśmy do sklepu kupić sobie pamiątkowe koszulki z Koła Podbiegunowego. Przy kasie zapytaliśmy o Wioskę, czym skonsternowaliśmy kasjerkę. Zapytała, czy mieliśmy zrobioną rezerwację. Tym razem my nie załapaliśmy, o co chodzi. Chwila wyjaśnień i już wiadomo. Przy Mikołajowej Wiosce są domki do wynajęcia - coś w rodzaju hotelu - i o to pytała kasjerka. A Wioska... właściwie to już byliśmy na jej terenie. Myśleliśmy, że są jakieś bilety wstępu, ale nie było - stąd nasze zagubienie. Parking też był darmowy.
Wioska św. Mikołaja to parking w okolicy którego stoi kilka budynków. W większości znaleźć można sklepy z pamiątkami i restauracje. Ale jest też pokój, w którym można spotkać się z Mikołajem. Tutaj wstęp jest płatny - i wcale nie tani - a znalezione przez nas w internecie opinie turystów są w przeważającej części negatywne, tzn. większość osób, która tam była, uznała, że atrakcja nie była warta swojej ceny. Mikołaj przyjmuje interesantów za takimi drzwiami:
Jest też budynek poczty, do którego przychodzą listy od dzieci z całego świata. Zimą podobno fajnie to wygląda, ale teraz, w środku lata, było pusto. Można też wysłać stąd kartkę i zostanie na niej przybita specjalna pieczątka z Koła Podbiegunowego.
Na placu między głównymi budynkami znajduje się linia pokazująca przebieg Koła Podbiegunowego, podpisana w kilku językach.
Jest też niemały plac zabaw, a zimą można sobie kupić wycieczkę psim zaprzęgiem. To musi być super! Ale nie latem. Latem nie ma śniegu i jest dosyć ciepło - było około 16 stopni. To dużo, szczególnie jeśli się liczyło na śnieg ;)
[tablica informująca o Kole Podbiegunowym]
W tej lapońskiej części świata na obiad nie wypadało zjeść nic innego jak mięso renifera, puree ziemniaczane i dżem lingonowy (z tej czerwonej borówki).
Po przekroczeniu Koła Podbiegunowego jest jedna rzecz, która się zmienia na drodze. Pojawiają się renifery - dzikie i hodowlane. I jest ich naprawdę dużo - nie tak, jak prawie zupełny brak zwierząt na odcinkach drogi z oznaczeniem "uwaga, dzikie zwierzęta". Na trasie z Rovaniemi do granicy fińsko-szwedzkiej spotkaliśmy 3. Przy czym jeden szedł środkiem drogi, w tym samym kierunku co my, a skręcił w jakąś boczną drogę zamiast prosto w gęsty las. Pozostałe 2 usiłowały przejść z przez drogę z jednej części lasu do drugiej.
Jeśli chodzi o Kirunę - nasz cel tego dnia - to na pierwszy plan wybija się kopalnia - duża hałda widoczna jest przed dojechaniem do miasta. Nawet w centrum wszystko jest takie przemysłowe - czy to ratusz czy pomniki, np. w parku znajduje się pomnik młota, a na dworcu kolejowym można zobaczyć pomnik robotników niosących jakiś pręt.
Jeśli chodzi o Kirunę - nasz cel tego dnia - to na pierwszy plan wybija się kopalnia - duża hałda widoczna jest przed dojechaniem do miasta. Nawet w centrum wszystko jest takie przemysłowe - czy to ratusz czy pomniki, np. w parku znajduje się pomnik młota, a na dworcu kolejowym można zobaczyć pomnik robotników niosących jakiś pręt.
[kopalnia]
[jeden z robotniczych pomników]
[ratusz]
W Kirunie mieliśmy zaplanowany nocleg na campingu. Było trochę ludzi, ale trudno to nazwać tłokiem. Camping poza wyznaczonymi miejscami na przyczepy campingowe i namioty posiadał również część hotelową składającą się z małych szeregowych domków, które w środku wyglądały jak zwykły pokój hotelowy, tyle że przed wejściem były jeszcze jedne drzwi - schowek na narty. W pokoju nie można było trzymać psa, ale można było z nim przyjechać - dla psów przygotowane były osobne miejsca noclegowe.
Mimo że temperatura oscylowała w okolicy 15 stopni, na sąsiadującym z campingiem otwartym basenie ludzi nie brakowało. Nie wiem, czy to miejscowi się kąpali dla ochłody czy też turyści stwierdzili, że skoro są na wakacjach, to trzeba się kąpać.
W głównym budynku campingu, przy recepcji, chyba nie podzielano opinii co do panujących letnich temperatur, bo rozpalono w kominku.
W Kirunie było naprawdę dużo komarów. Trudno było dojść z domku na głównego budynku bez narażenia się na pogryzienie. Kolację jedliśmy w ogródku letnim jednej z restauracji w centrum, co też okazało się nietrafionym rozwiązaniem - jedzenie było bardzo dobre, ale walka z komarami do przyjemnych nie należała.
Dzień polarny... to jest to, co strasznie chcieliśmy zobaczyć. Po jednej nocy nam przeszło ;) Najpierw czekaliśmy do północy, żeby pójść na wyznaczoną ścieżkę, ale potem okazało się że ma ona ponad 4 km, a my byliśmy zbyt zmęczeni, żeby w środku nocy urządzać sobie dłuższy spacer. Fakt, że niebo było prawie bezchmurne, więc była szansa zobaczyć słońce, ale trzeba było obejść sąsiednią górę. Więc zadowoliliśmy się widokiem jasnego nieba.
Problemem okazały się zasłony w pokoju. A raczej ich brak. Same żaluzje nie dały możliwości dokładnego zasłonięcia okien. Poza tym ktoś jeszcze wymyślił okno w drzwiach wejściowych, więc słońce świeciło na nas z dwóch stron (no, nie bezpośrednio, ale jednak). Spanie w takich warunkach, to prawie jak popołudniowa drzemka w przedszkolu - takie same warunki jeśli chodzi o jasność w pomieszczeniu.
[po północy w Kirunie]
[po północy w Kirunie]
[po północy w pokoju]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz