niedziela, 15 lipca 2012

Dookoła Szwecji: Umeå - Luleå

Umeå ma około 110 000 mieszkańców, z czego 1/3 stanowią studenci i kadra lokalnych uczelni, miasto jest więc niemałe (a jak na szwedzkie warunki, to wręcz duże). Jego historia sięga początku XIV wieku, więc wydawało się, że będzie co oglądać. Niestety, nie udało się nam znaleźć czegoś w rodzaju oficjalnego centrum miasta, więc pojechaliśmy w okolice ratusza (rådhus).

Pod koniec XIX wieku miasto zostało w znacznym stopniu spalone, więc przy odbudowie postarano się tak zaprojektować przestrzeń, żeby ograniczyć rozprzestrzenianie się pożarów. Dlatego w centrum Umeå ulice są szerokie i jest dużo niewielkich parków. Ponadto wzdłuż ulic posadzone są brzozy - to jeden z symboli miasta.

[odbudowany po pożarze ratusz]

[przyratuszowy park]

[rzeźba z pnia drzewa w przyratuszowym parku - 
były takie dwie, umieszczone symetrycznie przy alejce]

[Umeälven]

Generalnie nic specjalnego nie było ani przy ratuszu, ani w jego najbliższej okolicy. Miasto nie robiło dobrego wrażenie - mimo, że było już po godzinie 9 rano, na ulicach było bardzo mało ludzi (nie licząc turystów pakujących się do autokaru przy hotelu), senna atmosfera. Jedynie tablica ogłoszeń zalepiona plakatami informującymi o koncertach przypominała, że w roku akademickim coś się tutaj działo.

Bez żalu opuściliśmy Umeå, żeby udać się w kierunku miejscowości Bjurholm, gdzie znajduje się Dom Łosi (Älgens Hus). Dzień wcześniej jechaliśmy tą drogą do Umeå i padał deszcz, to samo stało się niedługo po wyjechaniu z miasta.

Dom Łosi wygląda jak zwykłe gospodarstwo. Jest dom (główny budynek, w którym znajduje się restauracja, sklep z pamiątkami i mała sala do pokazów filmu przyrodniczego), pomieszczenia gospodarskie (m.in. jednoizbowe muzeum prezentujące historyczne i mityczne informacje o łosiach) oraz duża łąka, po której chodzą zwierzęta.

[łosiowe mity]

Jak uzbiera się kilkuosobowa grupa chętnych do zwiedzania, właściciel zabiera wszystkich do sali i opowiada o życiu łosi, a następnie włącza kilkunastominutowy film prezentujący rok z życia tego zwierzęcia. Prezentacje prowadzone są w języku szwedzkim, angielskim i niemieckim.

Łosie co roku na wiosnę zaczynają "hodować" swoje rogi, by zrzucić je zimą (dzięki czemu można sobie poroże w lesie znaleźć i zostać jego właścicielem bez uśmiercania zwierzęcia!) - utrzymanie dużych (i ci ężkich) rogów, to spory wydatek energetyczny, nie opłaca się go utrzymywać przez kilka miesięcy, gdy śnieg odcina łatwy dostęp do pożywienia a mróz dodatkowo odbiera energię.
W pierwszym roku życia łosia rogi są krótkie i przypominają bardziej grubą gałąź niż szeroką łopatę, dopiero w drugim czy trzecim roku rogi zaczynają wyglądać imponująco. I z każdym rokiem odrastają większe.
Łoś o rogi musi dbać. Wbrew pozorom same nie urosną. Rogi w fazie wzrostu pokryte są cienkim futerkiem, pod którym znajduje się sieć naczyń krwionośnych. Zwierzę musi rogi regularnie masować (robi to tylnymi łapami, schylając nisko głowę), dzięki czemu zapewnia lepsze ukrwienie. W miejscowym muzeum można zobaczyć poroże łosia, który miał chorą jedną z tylnych łap - nie mógł się na niej utrzymać, więc drugą łapą rogów nie pomasował. W związku z tym jeden róg był mały (jak u młodego łosia), a drugi rozbudowany tak, jak powinien. Trudno musiało mu się chodzić z takim niesymetrycznie rozłożonym ciężarem.

Jak polowano na łosie kiedyś, gdy nie było broni palnej? Najczęściej je straszono! Łosie mają bardzo słabe serca, więc jeśli coś je zestresuje, to giną. Inną metodą było kopanie głębokich dołów - jak łoś do nich wpadał to sobie skręcał kark. Problematyczne było jednak wyciąganie ciężkiego zwierzęcia z takich pułapek.
Naturalnymi wrogami łosi są niedźwiedzie i wilki. Niedźwiedzie są bardzo silne a łosie mają na grzebiecie jedno słabe miejsce, po uderzeniu w które zwierzak ginie.

[łoś i niedźwiedź - mimo podpisów "wilk" i "niedźwiedź"]

Łosie mają węch dużo czulszy od psa. Muszą zimą potrafić wywąchać pożywienie, które znajduje się głęboko pod śniegiem.

Największą atrakcją była oczywiście wizyta w zagrodach żywych zwierząt. Można było głaskać małe łosie i robić sobie z nimi zdjęcia. Niestety, mimo wczesnej pory, zwierzęta już wyglądały na zmęczone. Najpierw pozwalały się głaskać, ale później uciekały.

[mały łoś]

Można było też wejść do zagrody dużych łosi. To było coś! Jak pierwszy raz pogłaskałam łosia, to się wystraszyłam, że zrobiłam mu krzywdę, bo została mi w ręce kępa jego sierści. Ale teraz już wiem, że one po prostu linieją. To futro było nieprzyjemne w dotyku - bardzo sztywne - może dlatego, że martwe. Za to rogi łosia... są bardzo miękkie i miłe! Zdecydowanie przyjemniejsze do głaskania :-)

[duży łoś]

Duże łosie zupełnie nie przejmowały się gromadą ludzi, którzy je obskoczyli. Spokojnie stały przy paśniku i jadły jakiś granulat. Tylko jeden został gdzieś daleko na łące, schowany w wysokiej trawie.

[odwracanie uwagi łosi od bramy wejściowej]

[łoś jedzący granulat]

Po wizycie u łosi pojechaliśmy dalej na północ, do Luleå. Po drodze, w okolicach miejscowości Piteå, znajdują się najbardziej nasłonecznione, a do tego piaszczyste, plaże Szwecji. Chcieliśmy zobaczyć, czy woda w Zatoce Botnickiej jest tak samo zimna jak na południu Bałtyku, czy jednak tak ciepła, jak informują wakacyjne foldery. Poświęciliśmy chwilę, żeby dojechać z głównej drogi na oznakowane kąpielisko, ale okazało się ono częścią dużego campingu, więc z kąpieli nic nie wyszło.

W Luleå były 22 stopnie i błękitne niebo. Miasto zrobiło na nas dużo lepsze wrażenie niż Umeå. Miało ładny deptak, restauracje wystawiały swoje ogródki. Chcieliśmy znaleźć lokal z regionalnym jedzeniem, ale nam się nie udało. Część miejsc była już zamknięta (tak, nierzadko zdarzało się - na północy Szwecji - trafić na knajpę czynną do godziny 16 czy 17), a w pozostałych sprzedawano jedynie kanapki albo były to restauracje z kuchnią azjatycką (tych znaleźliśmy kilka).
Tego dnia hotel miał recepcję czynną jedynie do 13:00 (hotel to mała rodzinna firma, chyba tylko jednego pracownika mają). Wysłaliśmy więc rano maila z informacją, że będziemy wieczorem, a w odpowiedzi dostaliśmy kod do drzwi wejściowych i informację, że klucz do pokoju znajdziemy po przyjeździe w kopercie na blacie recepcji.
Już tutaj nie chciało się zrobić w nocy ciemno - przynajmniej do północy było jasno - doceniliśmy więc zestaw żaluzje + ciemne zasłony w pokoju.

[23:30 w Luleå]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz