sobota, 14 lipca 2012

Dookoła Szwecji: Stockholm - Umeå

Na nasze pierwsze szwedzkie wakacje wybraliśmy się w podróż dokoła Szwecji. Chcieliśmy zobaczyć najciekawsze miejsca - najbardziej fascynowało nas, jak wygląda świat za kołem podbiegunowym, ale w jeden dzień dojechać się tam nie da (zakładając, że podróżujemy samochodem, a na urlopie chcemy odpocząć a nie bić życiowe rekordy).

Ze Sztokholmu do Umeå jest około 650 km, ale chcieliśmy po drodze zobaczyć Wysokie Wybrzeże (Höga Kusten) i rysunki naskalne w Nämförsen. Niestety obie te rzeczy są na równoległych trasach, więc musieliśmy nadłożyć ponad 100 km., żeby zobaczyć je obie.


[przydrożne widoki]


Droga E4 to najgłówniejsza droga Szwecji łącząca północ z południem. W okolicach Sztokholmu jest autostradą, później zamienia się w drogę ekspresową, a im dalej na północ tym bardziej się robi wąska. Chyba na całej długości wzdłuż drogi ciągnie się siatka mający zabezpieczać przed wtargnięciem na jezdnię zwierząt. I faktycznie, żadnych zwierząt tutaj nie spotkaliśmy - nawet za siatką ich nie było widać.
Na odcinku, gdzie była autostrada, jezdnie oddzielone były od siebie często nie tylko pasem zieleni w postaci trawy, ale zdarzały się górki, skupiska wyrośniętych drzew i krzaków. Czasem można było zapomnieć, że jest się na autostradzie a nie na zwykłej wąskiej drodze jednopasmowej.
W miejscu, gdzie droga robi się węższa, są na zmianę 2 pasy w jednym kierunku, później 2 pasy w przeciwnym kierunku. Jakby chcieli oszczędzić na betonie robiąc wszędzie 3 pasy zamiast 4. Inaczej niż w wyznaczonych miejscach nie dało się wyprzedzać, ponieważ ruch w przeciwnych kierunkach oddzielony był barierką.
Za to co jakiś czas pojawiały się na trasie miejsca do zawracania (vändplats). Taka oznaczona wybetonowana pętla przy drodze, która kończyła się odcinkiem prostopadłym do jezdni i miała połączenie z pasem ruchu w przeciwnym kierunku. Nie, nie jest to coś, z czego może skorzystać każdy kierowca, jak pomyli drogę i chce zawrócić. W tych miejscach zawracać mogą jedynie pojazdy uprzywilejowane (utryckningsfordon) oraz robotnicy drogowi (vägarbetare).

Nie zaplanowaliśmy drogi zbyt dokładnie i odwiedziliśmy najpierw Wysokie Wybrzeże. M - szwedzki kolega z pracy - mówił, że są bardzo ładne widoki i warto to zobaczyć. Sądząc po nazwie spodziewaliśmy się drogi gdzieś wysoko na skale, z urwiskiem i jakimś ładnym widokiem w dolinie (sugerowaliśmy się zwłaszcza mapą fragmentu drogi E4 między Ullånger a Docksta). Było ładnie, ale to raczej taka zwykła dolina z zatokami, dużo lasu, bez szczególnego efektu "wow". Trochę się zawiedliśmy.
[most na Höga Kusten]

Chcąc pojechać do Nämförsen musieliśmy przejechać jeszcze raz przez Höga Kusten i wrócić do rozjazdu prowadzącego do miejscowości Näsåker. Im dalej na północ kraju tym mniejsza jest sieć dróg. Nie da się pojechać skrótem mniejszą drogą, bo tych dróg nie ma. Podobnie zresztą jest z siecią kolejową (mniej więcej 1/3 Szwecji, ta południowa, ma rozbudowaną sieć połączeń, a na północy jest praktycznie tylko jedna trasa). Zimą opady śniegu potrafią sparaliżować te pojedyncze drogi, a wówczas jedynym środkiem komunikacji (poza skuterami śnieżnymi - musi być ich tam naprawdę sporo, skoro przy drogach postawiono dużo znaków ostrzegających przed nimi) pozostaje samolot - pewnie dlatego każde większe miasto na północy kraju ma swoje lotnisko.
[Znak drogowy A33 - Uwaga, pojazdy terenowe
źródło: Transportstyrelsen]


Wiedzieliśmy, że rysunki znajdują się nad rzeką i że będzie to w okolicy miejscowości Näsåker. Mimo że w przewodnikach informacja o rysunkach naskalnych pojawia się pod hasłem Nämförsen, to tej nazwy nie znajdzie się na drogowskazach. Na szczęście w okolicy nie ma innych atrakcji turystycznych, więc podążaliśmy za znakami z nazwą Hällristning, wierząc, że to jest miejsce, którego szukamy (teraz już wiemy, że słowo "hällristning" oznacza "petroglif", czyli "rysunek naskalny").

W Skandynawii (ale również na Białorusi, Litwie i w Estonii) wszystkie ważne miejsca związane z dziedzictwem narodowym oznaczone są tym znakiem:
[Znak drogowy H22 - Dziedzictwo narodowe
- źródło: Transportstyrelsen]

Historia znaku sięga średniowiecza - najstarszy znaleziony "kwadrat z pętlami w narożnikach" został wyryty na kamieniu gdzieś między 400 a 600 rokiem n.e. w Hablingbo i obecnie znajduje się w Muzeum Gotlandii (w zalinkowanej wirtualnej sali trzeba obrócić się w lewo) - i przez bardzo długi czas używany był w kalendarzu do oznaczania dnia urodzin Jana Chrzciciela (24. czerwca).
Na całym świecie można go teraz spotkać na Applowych klawiaturach - jako klawisz Command.

Gdyby nie tabliczka informacyjna, że jesteśmy już na miejscu, bardzo łatwo byłoby przegapić Nämförsen. Są to 2, może 3, miejsca parkingowe na zakręcie drogi. Właściwie to takie trochę szersze pobocze. Obok tablica informująca, że rysunków naskalnych jest kilkadziesiąt - licząc pojedyncze postaci wychodzi ponad 2000 elementów. Najstarsze są sprzed 4000 roku p.n.e. Do tego mapa skał i ścieżek do nich prowadzących. Żadnych opłat, bramek, strażników.
[mapa skał]

Nad rzeką zrobione są drewniane pomosty dla turystów, żeby można było bezpiecznie pooglądać rysunki. Można oglądać z bliska, dotykać, robić zdjęcia - tak jak każdemu kamykowi w lesie czy nad rzeką! Szkoda, że padało - ze względu na pogodę pooglądaliśmy sobie tylko jedną taką zarośniętą jakimiś roślinami (czy nikt o to nie dba?!) skałę i wróciliśmy do samochodu.
[ścieżka w Nämförsen]

[rysunki naskalne na zarośniętej skale]

[rysunki naskalne - łatwo rozpoznać łosia,
widać, że artyści mieli talent]

Po drugiej stronie rzeki było jeszcze muzeum opisujące historię i czas powstania rysunków. Według informacji na stronie internetowej, wstęp do muzeum jest bezpłatny. My dotarliśmy tam dosyć późno, więc muzeum nawet nie próbowaliśmy odwiedzić.

Przed nami został ostatni odcinek drogi do Umeå. A nasza nawigacja wyznaczyła nam drogę przez... Wysokie Wybrzeże. O nie! Tego rozczarowania nie chcieliśmy po raz trzeci (szczególnie tego samego dnia), więc wybraliśmy inną drogę - pojechaliśmy trochę naokoło, ale za to mniej uczęszczaną drogą. Fajnie było tak sobie wyjść z samochodu w środku lasu (większość naszej drogi to tylko lasy, lasy, lasy, a do tego czasem jakiś samotny dom w lesie), gdzie była kompletna cisza, a jak nadjeżdżał samochód, to już z daleka było go słychać, nawet jeśli nie był szczególnie głośny. Super uczucie ciszy - szczególnie jeśli się na co dzień mieszka w dużym mieście! Tylko multum komarów - ale przed tym ostrzegali nas wszyscy znajomi.
Poza tym przy drodze rosło dużo fioletowych, różowych i białych kwiatów - to był chyba łubin. A zapach był tak mocny, że czuć było w samochodzie bez otwierania okien. Żeby poczuć zapach lasu po deszczu trzeba było otworzyć okna. Ale warto było - nawet jeśli ryzykowało się wpuszczeniem do środka komarów.

Co mniej więcej 1-2 minuty na poboczu znajdował się parking (taka mała zatoczka na 2-3 samochody). Jakby ktoś z podróżujących musiał się koniecznie wysikać. Trudno mówić o zatrzymywaniu się w tym celu na stacjach benzynowych, bo tych im dalej na północ kraju, tym mniej. Wiadomo, że koncerny paliwowe nie będą budować stacji w miejscach, w których nikt nie mieszka, a ruch samochodów jest znikomy. Ponadto jak się już trafiała stacja w jakiejś małej miejscowości, to często samoobsługowa, a więc bez sklepu czy toalet. W Polsce stacja samoobsługowa oznacza, że kierowca sam tankuje, a następnie idzie zapłacić. W Szwecji stacja samoobsługowa oznacza również samodzielną zapłatę przy użyciu czytnika kart płatniczych wbudowanego z dystrybutor lub postawionego tuż obok - przed zatankowaniem trzeba autoryzować kartę, dopiero wtedy odblokowuje się dystrybutor, następnie wybiera się na dystrybutorze rodzaj paliwa i tankuje; po zatankowaniu wkłada się kartę do czytnika po raz drugi i dostaje paragon.

Jak jeżdżą szwedzcy kierowcy? W miastach nawet nie dobijają do dozwolonych prędkości. Jeśli chodzi o tereny poza miastem to jest r óżnie - im bliżej dużych miast tym bardziej przestrzegają limitów (w okolicy Sztokholmu potrafią jeździć 90km/h, gdy jest dozwolone 110km/h), ale im dalej na północ na tym więcej sobie pozwalają, często wręcz przekraczając limit np. jadąc 90 km/h gdy jest ograniczenie do 80 km/h.
Naprawdę wielu kierowców nie ma włączonych świateł (z tego, co wiem, jest tutaj obowiązek jazdy na światłach całą dobę przez cały rok), a używanie kierunkowskazu przy wyprzedzaniu albo zmianie pasa to wręcz ewenement - mam wrażenie, że go włączają tylko wtedy, gdy nie mają pewności, że się zmieszczą i chcą, by im zrobić miejsce. Ale jazda jest naprawdę płynna, żadnych przepychanek czy zajeżdżania drogi. Jak się włączy ten kierunkowskaz, to się zaraz robi miejsce na zmianę pasa.

W Umeå mieliśmy jeszcze okazję posłuchać fińskiego na żywo (a nie tylko z płyty z muzyką Loitumy). Chwilę przed nami do hotelu przyjechali Finowie - z recepcjonistą rozmawiali po szwedzku (to drugi urzędowy język w Finlandii), ale między sobą po fińsku. Ależ ten język pięknie brzmi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz