środa, 23 października 2013

Punktualność - wersja indyjska

T zaprosiła mnie na urodziny swojej córki. Na zaproszeniu podana była godzina - 16:30. Jako że nie byłam wcześniej w tej części miasta, gdzie mieszka T, wyjechałam z domu trochę wcześniej niż wynikało z rozkładu jazdy. W związku z tym musiałam później pospacerować trochę po okolicy, żeby przyjść na przyjęcie w miarę punktualnie.
16:27 - pukam, T otwiera mi drzwi. Grzecznie pytam, czy nie za wcześnie, a ona na to, że właśnie wychodzi się przebrać (impreza była w wynajętej parkowej świetlicy). Mogę pójść z nią albo posiedzieć z jej koleżanką.
- Ale co z gośćmi? - pytam naprawdę zdziwiona.
- Goście przyjdą później.
- Ale... zmieniliście plany? Na zaproszeniu było napisane 16:30...
Dowiedziałam się, że mąż T pojechał po córkę zabrać ją z innego przyjęcia i właśnie się przebierają w domu.

Co za dziwne przyjęcie - goście zaproszeni a ani gospodarzy ani solenizantki nie ma na miejscu o podanej godzinie.

Gdy pół godziny później zostawiłam T w jej domu, żeby mogła się przygotować, i poszłam z jej mężem i córką do świetlicy, zastaliśmy tam zaledwie 3 osoby (a zaproszenie przyjęło ponad 30)!

Wyjaśniono mi, że takie "spóźnienia" to rzecz naturalna w indyjskiej kulturze, i że gospodarze planowali odśpiewanie "sto lat" i tort na godzinę 18:00. Niestety również o tej godzinie jeszcze nie wszyscy byli obecni, więc T dzwoniła i sprawdzała, gdzie są spóźnialscy.

Dobrze, że gdy T nas odwiedzała, to spóźniła się jedynie niecałe pół godziny ;) Teraz wiem, że mogło być znacznie gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz