Jest taka książka, na której ponad 100 lat temu szwedzkie dzieci uczyły się czytać i poznawały geografię swojego kraju. Książka ta jest znana również w Polsce - to "Cudowna podróż" Selmy Lagerlöf.
Na początku XX wieku na uniwersytecie w Uppsali pracował Adolf Noreen - profesor w dziedzinie języków nordyckich i główny orędownik reformy językowej. Do końca XIX wieku języki norweski, duński i szwedzki były do siebie podobne nie tylko w mowie, co ma miejsce również dzisiaj, ale także w zapisie. Nie był to jednak zapis oczywisty - tak jak obecnie w języku polskim wiele osób wymawia "rz" i "ż" tak samo, tak też było np. ze szwedzkimi "hv" i "v". Aby uprościć język (tak, by każdy mógł go używać poprawnie w piśmie) i ułatwić dzieciom naukę (a więc zminimalizować ilość popełnianych błędów), profesor Noreen wraz z grupą nauczycieli opracowali reformę dotyczącą pisowni języka szwedzkiego. Głównym jej założeniem była pisownia jak najbardziej zbliżona do fonetycznej.
Propozycja ta miała jednak swoich przeciwników - ich głównym argumentem było zachowanie jedności języków skandynawskich. Skandynawizm był silny w XIX wieku, więc i przeciwników reformy było niemało.
Ostateczną decyzję podjął ówczesny minister edukacji (które to ministerstwo nosiło wówczas inną nazwę, ale miało kompetencje zbliżone do obecnego ministerstwa edukacji) Fridtjuv Berg. Wcześniej pracował on w szkole podstawowej i tam spotkał się z założeniami reformy pisowni. W 1906 wydał on dekret dotyczący zmiany pisowni (stafningsukasen) i trzeba było wdrożyć go w życie. I tu wkracza kiążka Selmy Lagerlöf, której koordynatorem językowym był Adolf Noreen. Pokolenia Szwedów, które uczyły się w szkole z "Cudownej podróży", zostały jednocześnie zapoznane z nową pisownią. Przez kilkadziesiąt lat używano zarówno starego jak i nowego zapisu, ale wraz z kolejnymi pokoleniami uczącymi się z książki z nową pisownią, zreformowana pisownia była coraz powszechniejsza.
niedziela, 25 września 2016
wtorek, 6 września 2016
Impreza od-do
Rok temu czytałam książkę "Kraina zimnolubów" i dowiedziałam się z niej o zwyczaju zapraszania sąsiadów na imprezę zapoznawczą. Nie chodzi o sąsiadów z bloku, bo tych może być wielu, ale z sąsiednich domów jednorodzinnych lub domków letniskowych, czyli z terenu o małej gęstości zaludnienia ;-)
Impreza zapoznawcza jest dobrym miejscem, żeby nie tylko poznać, kto mieszka w okolicy, ale też poznać co ciekawsze historie (np. o tym, gdy ktoś zamówił koszenie trawy, ale nie wyjaśnił, w którym konkretnie domu, więc skoszony został trawnik i drzewo owocowe sąsiada...).
Zawsze myślałam, że zapraszając kogoś do siebie, zaprasza się na konkretną godzinę, ale chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby w zaproszeniu podana była również godzina zakończenia. Impreza została zaplanowana od 16:00 do 17:00, czyli zaczynała się stosunkowo wcześnie i miała trwać dość krótko.
O ile zaproszeni sąsiedzi zjawili się dość punktualnie, o tyle nikt nie zaczął zbierać się do wyjścia o 17:00! To mnie zaskoczyło, ponieważ myślałam, że Szwedzi do tego typu ograniczeń będą podchodzić bardzo poważnie. Impreza przedłużyła się o prawie pół godziny! :o
Impreza zapoznawcza jest dobrym miejscem, żeby nie tylko poznać, kto mieszka w okolicy, ale też poznać co ciekawsze historie (np. o tym, gdy ktoś zamówił koszenie trawy, ale nie wyjaśnił, w którym konkretnie domu, więc skoszony został trawnik i drzewo owocowe sąsiada...).
Zawsze myślałam, że zapraszając kogoś do siebie, zaprasza się na konkretną godzinę, ale chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby w zaproszeniu podana była również godzina zakończenia. Impreza została zaplanowana od 16:00 do 17:00, czyli zaczynała się stosunkowo wcześnie i miała trwać dość krótko.
O ile zaproszeni sąsiedzi zjawili się dość punktualnie, o tyle nikt nie zaczął zbierać się do wyjścia o 17:00! To mnie zaskoczyło, ponieważ myślałam, że Szwedzi do tego typu ograniczeń będą podchodzić bardzo poważnie. Impreza przedłużyła się o prawie pół godziny! :o
poniedziałek, 5 września 2016
Czas na lingon
Kończy się lato i nastaje czas lingona, czyli borówki brusznicy. Do tej pory w lesie zbierałam tylko czarne jagody i muszę powiedzieć, że zdecydowanie wolę zbierać borówki. Zbiera się je dużo szybciej, ponieważ rosną w gronach, a nie tak, jak jagody, pojedynczo. Wystarczy stanąć w jednym miejscu i zanim człowiek zbierze to, co znajduje się w zasięgu jego ręki, kubek już jest pełny.
Dżem z borówek robi się bardzo prosto - na 3 kubki owoców używa się 1 kubek cukru. Oba składniki smaży się mieszając; ja czekałam aż odparuje mniej więcej połowa początkowej objętości. I gotowe!
[Krzaki borówek]
[Kubek borówek]
Dżem z borówek robi się bardzo prosto - na 3 kubki owoców używa się 1 kubek cukru. Oba składniki smaży się mieszając; ja czekałam aż odparuje mniej więcej połowa początkowej objętości. I gotowe!
[Smażenie owoców z cukrem]
[Gotowy dżem]
niedziela, 4 września 2016
Niewidzialna wystawa
Pierwsza Niewidzialna wystawa pojawiła się w 2007 roku w Budapeszcie. 4 lata później otwarto wystawę w Warszawie i Pradze, a 3 dni temu w Sztokholmie. Trwają przygotowania do wystawy w USA.
Największe wrażenie robi ciemna część wystawy, ale zanim wejdzie się do totalnie ciemnych pomieszczeń, można zapoznać się z alfabetem Braille'a, Braillową maszyną do pisania, grami dla niewidomych czy przyrządami ułatwiającymi życie.
Przewodnikiem po wystawie jest osoba niewidoma - i jest to niesamowita okazja, żeby zapytać o co tylko się chce! W mojej grupie (zwiedza się w grupach 8-osobowych) padło pytanie, czy nasza pani przewodnik używa smartfona i czy robi zdjęcia. Odpowiedź na oba pytania brzmi: tak. Dowiedziałam się również, że niektórzy niewidomi starają się ubierać w kolorowe i pasujące do siebie ubrania, chociaż zdarza się też, że kupują głównie czarne rzeczy, żeby nie mieć problemu z dopasowaniem do siebie kolorów. Niewidomym od urodzenia nie jest łatwo nauczyć się, co z czym dobrze wygląda, bo nazwy kolorów są dla nich tylko abstrakcyjnymi pojęciami.
Ciemna część wystawy to kilka pomieszczeń, w których nie widać absolutnie nic. Otoczenie poznaje się za pomocą słuchu (ulica, łódź), węchu (las) a przede wszystkim rąk. W pomieszczeniu z rzeźbami próbowaliśmy zgadnąć, jaka rzeźba jest przed nami - i nie było to łatwe... ktoś typował rzeźbę dziecka z dużą głową, ale przewodniczka wyjaśniła, że to Atlas z kulą ziemską. Łatwo dało się rozpoznać konia, kaczkę, ale już nie Sfinksa. Najtrudniejszym do przejścia pomieszczeniem była dla mnie ulica - trzeba było znaleźć słup, włączyć światło, przejść na drugą stronę i uważać na krawężnik; tam też weszłam w rower, bo znajdował się na nieoczekiwanej wysokości - prawdopodobnie osunął się przypięty do słupa. Największym problemem tam był hałas i otwarta przestrzeń - w pomieszczeniach zamkniętych można było iść wzdłuż ściany i spokojnie poznawać dane miejsce (wpadając ewentualnie na przewodnika albo współzwiedzających).
Na początku było po prostu ciekawie, ale mniej więcej w połowie zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie wiem, czy mózg tak bardzo starał się coś zobaczyć (nie było szans; to nie taka ciemność, do której po chwili człowiek się przyzwyczaja i może zobaczyć zarysy przedmiotów w swoim otoczeniu), czy po prostu się przemęczył próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji dostarczanych innymi zmysłami.
Gdy wyszło się z ciemności na światło dzienne, to ono naprawdę porażało - czułam się, jakby mi ktoś w środku nocy świecił w oczy latarką. Dopiero po wyjściu można było też zobaczyć swojego przewodnika - gdy się wchodziło, czekał on już w ciemnej części. To też ciekawe - poznać człowieka na podstawie jego głosu, rozmowy z nim, a dopiero później zobaczyć, jak on wygląda.
Największe wrażenie robi ciemna część wystawy, ale zanim wejdzie się do totalnie ciemnych pomieszczeń, można zapoznać się z alfabetem Braille'a, Braillową maszyną do pisania, grami dla niewidomych czy przyrządami ułatwiającymi życie.
[Moje imię zapisane alfabetem Braille'a]
[Ten kawałek plastiku pomaga sparować skarpetki w czasie prania]
Przewodnikiem po wystawie jest osoba niewidoma - i jest to niesamowita okazja, żeby zapytać o co tylko się chce! W mojej grupie (zwiedza się w grupach 8-osobowych) padło pytanie, czy nasza pani przewodnik używa smartfona i czy robi zdjęcia. Odpowiedź na oba pytania brzmi: tak. Dowiedziałam się również, że niektórzy niewidomi starają się ubierać w kolorowe i pasujące do siebie ubrania, chociaż zdarza się też, że kupują głównie czarne rzeczy, żeby nie mieć problemu z dopasowaniem do siebie kolorów. Niewidomym od urodzenia nie jest łatwo nauczyć się, co z czym dobrze wygląda, bo nazwy kolorów są dla nich tylko abstrakcyjnymi pojęciami.
Ciemna część wystawy to kilka pomieszczeń, w których nie widać absolutnie nic. Otoczenie poznaje się za pomocą słuchu (ulica, łódź), węchu (las) a przede wszystkim rąk. W pomieszczeniu z rzeźbami próbowaliśmy zgadnąć, jaka rzeźba jest przed nami - i nie było to łatwe... ktoś typował rzeźbę dziecka z dużą głową, ale przewodniczka wyjaśniła, że to Atlas z kulą ziemską. Łatwo dało się rozpoznać konia, kaczkę, ale już nie Sfinksa. Najtrudniejszym do przejścia pomieszczeniem była dla mnie ulica - trzeba było znaleźć słup, włączyć światło, przejść na drugą stronę i uważać na krawężnik; tam też weszłam w rower, bo znajdował się na nieoczekiwanej wysokości - prawdopodobnie osunął się przypięty do słupa. Największym problemem tam był hałas i otwarta przestrzeń - w pomieszczeniach zamkniętych można było iść wzdłuż ściany i spokojnie poznawać dane miejsce (wpadając ewentualnie na przewodnika albo współzwiedzających).
Na początku było po prostu ciekawie, ale mniej więcej w połowie zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie wiem, czy mózg tak bardzo starał się coś zobaczyć (nie było szans; to nie taka ciemność, do której po chwili człowiek się przyzwyczaja i może zobaczyć zarysy przedmiotów w swoim otoczeniu), czy po prostu się przemęczył próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji dostarczanych innymi zmysłami.
Gdy wyszło się z ciemności na światło dzienne, to ono naprawdę porażało - czułam się, jakby mi ktoś w środku nocy świecił w oczy latarką. Dopiero po wyjściu można było też zobaczyć swojego przewodnika - gdy się wchodziło, czekał on już w ciemnej części. To też ciekawe - poznać człowieka na podstawie jego głosu, rozmowy z nim, a dopiero później zobaczyć, jak on wygląda.
Subskrybuj:
Posty (Atom)