niedziela, 6 sierpnia 2017

Samska kawa

Nocleg po wizycie na Nordkapp zarezerwowaliśmy w Havøysund. Tak odkryliśmy trasę widokową 889, którą dane nam było docenić dopiero w drodze powrotnej, następnego dnia. Mgła powodowała, że człowiek skupiał się głównie na wypatrywaniu zakrętów i reniferów; przy kiepskiej widoczności nie dało się zobaczyć, że z jednej strony drogi są skały, a z drugiej woda, więc szansa, że jakiś renifer się przybłąka, jest bardzo mała.

[Droga 889 w Norwegii]

[Droga 889 w Norwegii]

[Droga 889 w Norwegii]

[Zbliżamy się do Havøysund]

Havøysund nie ma nic szczególnego do zwiedzania. To małe miasteczko z portem, sklepem, cmentarzem i restauracją. Ponieważ przyjechaliśmy na miejsce dosyć wcześnie, a lokalna restauracja miała dobre opinie w Internecie, postanowiliśmy do niej pojechać na kolację.
Chcieliśmy sprawdzić na stronie restauracji jej adres, ale zamiast tego był tylko opis w stylu "za mostem skręć w lewo, dojedź do cmentarza, skręć w prawo...". Szukaliśmy więc po drodze punktów orientacyjnych i póki były budynki w okolicy, to jakoś szło, ale gdy w opisie pojawiła się informacja "kieruj się na wiatraki", a widoczność była na może 30 metrów, to stwierdziliśmy, że jedziemy prosto i zobaczymy, dokąd dojedziemy. W pewnym momencie udało nam się znaleźć kolejny punkt orientacyjny z listy - czerwony dom - ale zobaczyliśmy go dopiero w momencie mijania.


[Czerwony dom we mgle]

Dojechaliśmy w końcu do grupy czterech samochodów zaparkowanych przy drodze. Szerokość wyżwirowanej powierzchni wskazywała, że mógł to być parking. Zostawiliśmy tam auto i dalej udaliśmy się pieszo.

[Droga do restauracji]

Kilkadziesiąt metrów dalej z mgły wyłoniła się restauracja. Yay!

W menu kilka dań - w tym gulasz z renifera i jakaś ryba - a ponadto samska kawa. I od kawy zaczęliśmy! O czymś, co nazywa się kaffeost, czyli "serze do kawy", słyszałam wcześniej, ale sama nie próbowałam zalewać sera kawą. A samska kawa to coś więcej niż kaffeost.
Kawę dostaliśmy w pojemniku, którego używa się do przygotowania kawy na ognisku. Ponadto w kawowym zestawie były suszone plasterki mięsa renifera oraz ser w plasterkach. Do kubka wlewa się kawę i wsadza kawałek mięsa, żeby zmiękł - chwilę trwa zanim to się stanie, w tym czasie kawa nabywa mięsno-słonego smaku. Z serem sprawa jest prostsza, bo on się w kawie rozpuszcza (jak na zapiekance) zostawiając oka tłuszczu. O ile namoczone w kawie mięso jest całkiem niezłe (tylko trzeba poczekać dłuższą chwilę aż porządnie zmięknie), a kawa z aromatem mięsa nie smakuje najgorzej, o tyle tłuszcz serowy w kawie zmieniał ją na niepijalną dla mnie.

[Samska kawa]

Podobno z restauracji jest ładny widok na morze. Niestety, nie było nam dane go podziwiać. Zamiast tego mogliśmy się poczuć jak w lecącym przez chmury samolocie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz