I tak sobie ostatnio siedziałam w pralni, czytałam gazetę, aż nagle po godzinie 19 zrobiło się prawie całkiem ciemno - świeciła się tylko jedna żarówka w bocznym korytarzu. Ale suszarki działały, więc siedziałam sama w ciemnej piwnicy i gapiłam się na wyświetlacz odliczający czas do końca suszenia.
Po praniu trzeba było wszystkie rzeczy spakować i zabrać do domu. Pomyślcie, jak fajnie się wyciąga z dużej ciemnej suszarki ciemne skarpetki. Oświetlałam sobie otoczenie telefonem trzymanym w jednej ręce (która to ręka przytrzymywała jednocześnie reklamówkę - bo gdzieś te skarpetki trzeba było włożyć) i pakowałam rzeczy drugą ręką. Po przyjściu do domu okazało się, że brakuje jednej skarpetki (być może brakowało również jakiejś pary, ale brak par nie rzuca się w oczy aż tak bardzo.
W czasie wczorajszego prania znalazłam w pralniowych szafkach 3 skarpetki i 2 pary majtek. Szkoda, że nie było wśród nich mojej zguby.
Ponadto okazało się, że poprzednie wyłączenie światła o godzinie 19 to nie był przypadek. Tym razem zgasło kilka minut po 19. Ciekawe, że w jednej z suszarni światło działało - szkoda, że akurat nie w tej, z której ja korzystałam ;-)
Udało mi się wczoraj poznać jak się korzysta z pomieszczenia suszarni. W pralni są dwa rodzaje "suszarni" - jedna to pokój z suszarkami bębnowymi, maglem i blatami, a druga...
Druga to pokój z linkami do suszenia. Tak myślałam, jak byłam tutaj po raz pierwszy. Ale coś mi nie pasowało - bo ta suszarnia jest dostępna jedynie godzinę dłużej niż czas zarezerwowany na pranie. A pranie nie wyschnie w godzinę - tak myślałam. Myliłam się :-)
Będąc w tej suszarni po raz pierwszy nie zapaliłam światła. Na zdjęciu widać, że w pomieszczeniu znajduje się duży wentylator. Przy kontakcie do zapalania światła jest włącznik. Automat sam reguluje temperaturę w pomieszczeniu. Więc nawet jeśli czegoś nie można suszyć w suszarce bębnowej, to można to zanieść do domu suche!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz