Nadchodzi grudzień a z nim Święta Bożego Narodzenia. Od mniej więcej dwóch tygodni trwa dekorowanie miasta. W sklepach pojawiają się piernikowe domki i glögg. A w pracy T pyta o Mikołaja.
T wiedziała, że postać Mikołaja została rozpowszechniona przez Coca-Colę. Ale była bardzo zdziwiona, że Mikołaj istniał naprawdę. I że rozdawał prezenty wszystkim... nie do końca w takiej formie, jak to mamy teraz, ale skoro anonimowo pomagał ubogim, to można chyba mówić o dawaniu prezentów, prawda?
Po tym padło pytanie o renifery i latające sanie... być może było to bardziej na zasadzie "trawy w Radżastanie" niż na serio, ale po tym jak kolega z Azji na zajęciach ze szwedzkiego zapytał dziewczynę opowiadającą o jodze, czy umie lewitować, bo on widział na filmach, że ludzie potrafią, to pytanie o latającego Mikołaja mogły być całkiem na serio. Wyjaśniłam więc, że to tylko wersja popkulturowa, a oryginalny Mikołaj nie miał reniferów ani sań, bo pochodził z Turcji. I nie latał.
Próbowałam też wygooglać jakieś zdjęcia - bo przecież w moich przedszkolnych czasach miało się zdjęcia z Mikołajem ubranym w sposób bardziej oryginalny niż amerykański. Udało mi się coś wygrzebać w sieci - T wydawała się zaskoczona brakiem standardowej czapki z futerkiem i grubego brzucha; wyjaśniłam, że Mikołaj był biskupem, więc ma na sobie strój liturgiczny.
Ha! Udało się zaprezentować trochę europejskiej kultury i tradycji :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz