sobota, 11 sierpnia 2012

O mieszkaniach w Szwecji i małżeństwach w krajach trochę dalszych

Lunch to bardzo dobra pora na poznawanie innych kultur. Ostatnio rozmawialiśmy o mieszkaniach - S mieszka ze znajomymi, którzy mówią w jego języku, a N wynajmuje pokój w mieszkaniu studenckim. Zapytałam, co z M, którego akurat nie było z nami, czy on też jeszcze mieszka w studenckim czy wynajmuje coś ze swoimi znajomymi. W odpowiedzi usłyszałam, że M wynajął niedawno sam całe mieszkanie, ponieważ będzie brał ślub. Zdziwiłam się, bo nigdy nie słyszałam, żeby M chociaż słowem się zająknął o jakiejś dziewczynie. Ale koledzy szybko mi wyjaśnili wszelkie wątpliwości. S i N wiedzą, jak się organizuje małżeństwa w Pakistanie, skąd pochodzi M, bo mieszkają w sąsiednich Indiach i u nich przebiega to mniej więcej tak samo.

Gdy chłopak się usamodzielnia i jego rodzice uważają, że już czas na zakładanie rodziny, pytają syna, czy on też tak uważa. Jeśli tak, to rodzice szukają mu odpowiedniej kandydatki. Chłopaki powiedzieli, że rodzice wysyłają im coś w rodzaju CV z dużą ilością zdjęć, a oni mogą wybierać. Wiadomo, że rodzice będą chcieli dla nich jak najlepiej, więc kandydatki będą sprawdzone. Gdy dziewczyna zostanie wybrana, przyszłą młodą parę czeka jeszcze kilka spotkań (N mówił, że na ogół jest ich 4 lub 5). S porównał całe to "wybieranie żony" do korzystania przez nas, Europejczyków, z portali randkowych.
Nie wiem jak w Pakistanie, ale w Indiach jednym z czynników mających wpływ na wybór żony jest sprawdzenie horoskopów (czy czegoś w tym stylu - ważna jest data urodzenia, układ planet i inne takie rzeczy) młodych ludzi. W tym celu rodzice udają się do wróżbiarzy - moi koledzy, mimo że podśmiewali się trochę z tego pomysłu i mówili, że podejrzewają lekkie naciąganie ludzi przez wróżbiarzy, to jednak nie sprzeciwiają się takiej formie weryfikacji przyszłej kandydatki na żonę.

Ale miało być o mieszkaniach w Szwecji. Więc tak: N wynajmuje pokój w mieszkaniu studenckim, ale nie jest "pierwszym" wynajmującym, tylko odnajmuje go od innej osoby, która na razie tam nie mieszka, ale która oficjalnie zajmuje ten pokój. Problem jest taki, że w mieszkaniach studenckich ilość osób zajmujących pokój jest odgórnie ograniczona (przez wynajmującego, czyli gminę). Tak więc N nie może nigdzie podawać swojego adresu, ponieważ jest on już zajęty przez osobę oficjalnie wynajmującą. A adres jest mu niezbędny do złożenia jakiegoś wniosku w biurze migracyjnym. Zastanawiał się nawet, czy nie może podać adresu naszego biura, ale okazało się, że biuro nie ma swojego numeru lokalu, więc nie może być używane w takim celu (tak przynajmniej wyjaśniał to E - z naszego działu HR). Na szczęście M, który wynajmuje całe niestudenckie mieszkanie, więc może użyczać adresu ilu osobom zechce, zgodził się, żeby N z niego skorzystał :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz