niedziela, 21 lipca 2013

Zwolnij!

Jechaliśmy E4, środkowym pasem, wyprzedzając wolniejsze auta i będąc wyprzedzanymi przez te szybsze. Za jednym z tych, które nas wyprzedziły, nadjechał policyjny motocykl. Policjant zjechał na prawy pas i dogonił samochód, za którym jechał. Nie musiał się zbytnio wysilać, bo samochód nie jechał jakoś szczególnie szybko.

Wydawało mi się, że skoro policjant ściga kierowcę, to przyspieszy, wjedzie przed samochód i zamacha lizakiem, żeby wskazać mu miejsce zjazdu z drogi. Nic z tego! Policjant co prawda wjechał przed samochód, ale tylko pomachał ręką, a następnie zjechał na wolniejszy pas, zrównał się z kierowcą i chwilę tak jechali. Wyglądało, jakby policjant poklepał go po dachu a potem rozmawiali przez okno, bo jechali równo przez dłużą chwilę. Ale to chyba niemożliwe, bo przy prędkościach autostradowych takie rzeczy mogliby robić tylko kaskaderzy. Ponadto w takich warunkach rozmowa z kimś na motorze jest raczej niemożliwa.

Policjant odjechał. Zatrzymania ani mandatu nie było. Doszliśmy do wniosku, że policjant pouczył kierowcę (jakoś tak... na migi?) i jedynie kazał mu zwolnić. Innego sensownego wyjaśnienia nie udało nam się znaleźć.

sobota, 20 lipca 2013

Dlaczego oni śpiewają (i tańczą)?

Hinduscy znajomi narzekają na produkcje hollywoodzkie. Na co konkretnie? Na brak piosenek! Odpowiednio długie wstawki taneczne są ważne, bo pozwalają na wyjście do toalety, zrobienie herbaty w domu czy kupienie napoju i popcornu w kinie.

Wydawało mi się, że te piosenki to dosyć istotna i widowiskowa część filmu, więc szkoda je przegapić. Dowiedziałam się jednak, że wszystkie te wstawki w formie teledysków można pooglądać w internecie przed czy po obejrzeniu filmu. Poza tym można ich też posłuchać na płycie, więc wyjście na herbatę nie powoduje większych strat.

Gdy ogląda się w kinie produkcję hollywoodzką, wszystkie potrzebne rzeczy trzeba kupić przed seansem, a każde wyjście do toalety skutkuje utratą fragmentu fabuły. Człowiek przyzwyczajony do przerw, musi się od nowa nauczyć oglądać filmu. I to go boli.

piątek, 19 lipca 2013

Przedszkolne wymagania

Słyszałam, że polskie dzieci są gotowe na pójście do przedszkola, gdy przestają korzystać z pieluch. A kiedy gotowe są szwedzkie dzieci? Gdy potrafią samodzielnie chodzić!
P. twierdzi, że do przedszkola najczęściej trafiają 12-18 miesięczniaki, bo wtedy są już na tyle mobilne, że nie utkną zimą w śniegu na kilka godzin.

P. ma w przedszkolu 2 córki, więc i doświadczenie praktyczne w temacie przedszkoli. Mówił kiedyś, że do normalnych praktyk przedszkolnych należy pakowanie zimą dzieci do wózków, przykrywanie kocem i trzymanie na mrozie w godzinach leżakowania.

Sama widziałam, że w okolicznych przedszkolach dzieci, niezależnie od pory roku i pogody, prawie cały czas są na podwórku. Wiosną, gdy jest ładna pogoda, nawet posiłki jedzą na zewnątrz.
Zimą niechodzący dzieciak zostałby ubrany w kombinezon i wysadzony na plac zabaw, gdzie miałby dużą szansę utknąć w śniegu lub w nim popełzać. Mało atrakcyjne jak na zimowe codzienne kilkugodzinne zajęcie.

---

Temperatura przekracza 20 stopni, słońce nagrzewa ulice i budynki... zaczynam tęsknić za śnieżnymi zaspami.

czwartek, 18 lipca 2013

Szkocja - Glasgow i Highlands

W drodze z Tobermory do Glasgow nie mieliśmy zarezerwowanego promu (z Craignure do Oban). Na pierwszym, na który zdążyliśmy, nie było już miejsc, a na drugi musielibyśmy czekać 3 godziny, przy czym nie było pewne, czy miejsce by się znalazło. Postanowiliśmy więc jeszcze raz przejechać się znaną nam już ładną drogą , jadąc do Glasgow przez Fort Williams.

Droga do Glasgow prowadziła przez park narodowy Loch Lomond and the Trossachs. I miejscami zapierała dech. Tutaj znaleźliśmy te widoki, które pamiętaliśmy z okolic Nant Peris w Walii. Te góry są naprawdę niesamowicie piękne!


[Loch Lomond and the Trossachs]

[Loch Lomond and the Trossachs]

[Loch Lomond and the Trossachs]


[Loch Lomond and the Trossachs]

Glasgow jest miastem z ładną architekturą, a do tego jest bardzo przyjazne pieszym. Szerokie chodniki i deptaki w centrum to jest to, co lubię, gdy idę się przejść przez miasto!

[Skrzyżowanie Sauchiehall St. i Newton St.]

[The Glasgow Royal Concert Hall]

[Buchanan St.]

[Argyle St.]

[Trongate]

[Skrzyżowanie High St. z Gallowgate]

[Skrzyżowanie High St. z Gallowgate]

[Merchant Square Shopping Centre]

[Glasgow City Chambers]

[Glasgow City Chambers]

środa, 17 lipca 2013

Szkocja - Tobermory

Na Wyspę Isle of Mull przypłynęliśmy promem. Droga do promu szeroka nie była, ale za to bardzo ładna. Z dużą ilością owiec. Na drodze mieściło się 1,5 samochodu, ale dość często (co jakieś 200 metrów) były zatoczki do wymijania. Były też znaki ostrzegające, jeśli droga zbliżała się do wzniesienia, przez które była ograniczona widoczność. Wszyscy spotkani kierowcy, a nie było ich wielu, grzecznie zatrzymywali się w wyznaczonych miejscach, więc przejazd nie był problematyczny.

[Droga w okolicy Loch Linnhe]

[Isle of Mull widziane z promu]

[Mijanki na Isle of Mull]

[Autobus daje pojęcie o szerokości drogi]

Znacznie częściej niż samochody można było trafić na drodze na owce. Owce leżące, spacerujące, biegające i jedzące. Owce pasły się na wyznaczonych - duuuużych - obszarach ogrodzonych płotem. Przez ich pastwiska przebiegała droga, więc postawienie bramy między pastwiskami nie byłoby optymalnym rozwiązaniem. Użyto więc innego - cattle grid. To takie poprzecznie ułożone, dość wąskie belki, między którymi są na tyle głębokie rowki, że owcza (ani krowia) noga nie jest chętna korzystać z tego przejścia.

[Owce drogowe]

[Owca przydrożna]

[Cattle grid]

Tobermory to niewielka miejscowość z kolorowymi domami oraz portem dla jachtów i łódek. Gdy przyjechaliśmy było pochmurno i padało - o taaaak, takiej pogody oczekiwaliśmy od Szkocji! Po przejściu się wzdłuż głównej ulicy i zjedzeniu tradycyjych frytek z rybą (i octem!) sprzedawanych z vana na nabrzeżu (trafiliśmy na porę między lunchem a obiadem, więc żadna restauracja nie sprzedawała ciepłych posiłków; tak było w każdej miejscowości, którą odwiedziliśmy) pojechaliśmy do hotelu (w sumie to było coś między B&B a hotelem), w który - z powodu brzydkiej pogody - zostało włączone ogrzewanie. Miło było się po przemoknięciu ubrać w taki rozgrzany na kaloryferze szlafrok, bardzo miło.

[Tobermory]

[Tobermory]

[Tobermory]

[Port w Tobermory]

[Port w Tobermory]

[Łódka ogrodowa]

[Esencja brytyjskości]

Następnego dnia pojechaliśmy na morskie safari oglądać delfiny. Nie skakały tak ładnie, jak można zobaczyć na filmach albo w delfinarium, ale widać było płetwę i kawałek grzbietu, gdy się wynurzały. Były też walenie - wynurzały się rzadziej (według przewodnika co kilka minut), więc jak się przegapiło jedno wynurzenie, to na następne trzeba było trochę poczekać. Delfiny wynurzały się po kilka razy pod rząd, więc z nimi było łatwiej. Zastanawiałam się, dlaczego nasza łódka nie podpłynęła bliżej, ale później przeczytałam, że firmy oferujące takie wycieczki są często zrzeszone w czymś w rodzaju towarzystwa przyjaciół delfinów i zobowiązane są do nie podpływania zbyt blisko, żeby im nie przeszkadzać.
W czasie wycieczki widzieliśmy jeszcze grupę fok wylegujących się na skałach i pływających w okolicy plaży na jednej z okolicznych małych wysp. Obserwowały nas z takim zainteresowaniem jak my je.
Mijaliśmy również gniazdo orłów morskich. Mimo szczegłówych objaśnień gniazda nie widziałam - być może przypominało jeden z krzaków, których było sporo w okolicy - za to lecącego orła owszem.

[Focza wyspa]

Cafe Fish jest restauracją polecaną zarówno w Internecie jak i w lokalnych hotelach. Jej wyjątkowość polega na tym, że posiada swój własny kuter, który przypływa pod restaurację w okolicy godziny 16:00. 1,5 godziny później wszystkie rzeczy, które udało się złowić, będą serwowane restauracji. Nie zawsze wszystkie pozycje z karty są dostępne - zależy to między innymi od pogody, przypływu i pewnie szczęścia rybaków.

W tej restauracji po raz pierwszy w życiu jadłam małże, w gulaszu rybnym. Wszystko było super, ale małże (dobrze, że przynajmniej były ugotowane) mają takie obrzydliwe syfony. Nie mogłam na nie patrzeć, ale jak je jadłam, to tylko o nich myślałam :-/ Nie mogę powiedzieć, żeby było to niedobre, ale mój mózg skupiał się na tych rurkach... ble!


[Gulasz rybny]

Marcin wziął przegrzebki. Nie bardzo wiedzieliśmy, co to jest, więc zapytaliśmy kelnerkę. Przyniosła muszlę i wyjaśniła jak to żyje oraz jak ucieka przed statkiem. Wyglądało to zabawnie :)

wtorek, 16 lipca 2013

Szkocja - Inverness i Loch Ness

W Inverness jest mały zamek, nieduży deptak i nie najgorsza trasa spacerowa wzdłuż rzeki. Większość dnia obijaliśmy się w parku korzystając ze słońca. Skończyło się to czerwoną skórą u jaśniejszego z nas.

[Nad rzeką Ness]

[Park w centrum]

[Zamek w Inverness]

[Widok zza zamkowych murów]

[Mewa na zamku]

[Drogowskazy w gaelic i po angielsku]

[Szkoła podstawowa]

[Inverness]

Mieszkaliśmy w B&B u bardzo sympatycznego starszego małżeństwa. Szczególnie pan był bardzo gadatliwy - opowiadał, że mieszkali bardzo długo w Londynie, że mają dzieci w Australii, że chciał się nauczyć francuskiego, ale mu się nie udało i nie zna żadnego obcego języka, więc bardzo nam zazdrości, że my znamy (pani nie była w stanie po akcencie Marcina wymyślić, skąd jesteśmy).

Pokój był prześliczny - w kolorach żółtym i niebieskim ;) Śniadanie podane na angielskim serwisie. Właściciel odprowadził nas do samochodu i rozmawiał z nami cały czas dopóki nie opuściliśmy terenu jego posesji :) I jeszcze dał nam shortbread'a na drogę :D

Na południe od Inverness jest chyba najbardziej znane jezioro na świecie - Loch Ness. Jezioro jest długie, wzdłuż niego leci droga, a przy niej dużo parkingów - niewielkich, w formie szerszego pobocza. Nessie ani innych potworów nie było.

[Loch Ness]

[Parking przy Loch Ness]

poniedziałek, 15 lipca 2013

Szkocja - Keith i destylarnia whisky

Z Aberdeen do Keith pojechaliśmy naokoło, żeby zahaczyć o Linn O'Dee - miejsce nad rzeką w lesie, bardzo polecane przez ludzi na Trip Advisorze. Byłoby trudno to znaleźć, gdyby nie fakt, że w okolicy jest tylko jedna droga.

[Droga między Aberdeen a Linn O'Dee]

Linn O'Dee to miejsce, gdzie rzeka przecina skały. Malownicze miejsce, wzbogacone o kamienny most. Zajmuje nieduży obszar - po 100 metrów od mostu w jedną i w drugą stronę. Ale naprawdę piękne!


[Linn O'Dee]

[Linn O'Dee]

[Linn O'Dee]


[Linn O'Dee]

[Droga z Linn O'Dee do Keith]


Miasteczko jest bardzo ładne - tradycyjnie kamienne, z ładnymi budynkami. Mimo że małe, to mają mikro przewodnik z opisaną trasą spacerową. Nie wszystkie budynki udało nam się zlokalizować, ale spacer można zaliczyć do udanych.

[Jedna z bocznych ulic w Keith]

[Cmentarz]

[Most, pod którym topiono czarownice]

[Milton Tower - fragment budowli z XV wieku]

Po obiedzie kelnerka zagadała do nas po szkocku - chyba z rozpędu, bo wcześniej mówiła po angielsku. Nie załapała, że to nie ten język nawet po prośbie o powtórzenie. Na szczęście w końcu powiedziała to, co chciała, powoli i Marcin zrozumiał, że pyta o to, jak nam smakował obiad. Język brzmi fajnie - tak germańsko - sądzę jednak, że niewielu turystów się nim posługuje.

W Keith znajduje się najstarsza działająca destylarnia na Highlands - założona została w 1786 roku i przez ostatnie lata prowadzona jest przez Chivas Brothers. Najbardziej znanym produktem jest luksusowa whisky Chivas Regal.

Chivas Regal to malt, co oznacza, że do jej produkcji używane są różne inne whisky. Jeśli jest to malt 12-letni, to oznacza to, że każda ze składowych ma co najmniej 12 lat. Whisky w czasie leżenia traci procenty i paruje - w beczce, która była zamykana jako pełna, po kilku latach zostaje połowa a nawet jedynie jedna trzecia objętości! Z zawartością alkoholu też bywa różnie, ale ważne, żeby nie spadła poniżej 40%, bo wtedy płyn nie może być sprzedawany jako whisky.


[Destylarnia Strathisla]

[Destylarnia - beczki z innymi whisky używanymi do produkcji Chivas Regal]


W czasie godzinnej wycieczki po destylarni przewodnik opowiadał o procesie produkcji i historii. Niestety trafiliśmy na czas wakacyjnej przerwy technicznej i wszystkie maszyny były wyłączone. Mimo tego wycieczka była ciekawa. Na koniec była degustacja 3 lokalnych produktów: Chivas Regal 12-letniej, 18-letniej i single malt Strathisla. Bardzo wyraźnie było czuć między nimi różnicę. Byliśmy zgodni, że najsmaczniejsza jest 12-letnia :)