Robotnicy, którzy remontują nasz blok już chyba drugi miesiąc, są z Polski. Nie wiem, czy oni wiedzą, że my też ;-) Ale można było sobie czasem posłuchać - szczególnie jak foliowali nam okna w jadalni w trakcie śniadania - jak narzekali na to, że praca ciężka, że jakieś problemy mają... przeklinali, wyzywali. Ale jak tylko wychodzimy z domu, to panowie robotnicy z uśmiechem mówią po szwedzku "dzień dobry" i "przepraszam" (co bywa trochę dziwne - np. gdy chcąc wyjść z domu przerwaliśmy pracę człowiekowi, który trzymał głowę między prętami barierki i nie dość, że musiał się wyplątać spomiędzy tych prętów, to jeszcze przeprosił nas za tarasowanie wyjścia).
Wracając do zafoliowanych okien - w sobotę rano poszłam do kuchni i zajęłam się przygotowaniem śniadania, gdy usłyszałam Marcina, jak mówi coś o śniegu. Hmm... dzień wcześniej, gdy wracałam z pracy, było dosyć ciepło (tak, to +6 stopni, przy których w polarze robi się zbyt gorąco). Prima Aprilis miał być dopiero w niedzielę, więc zaciekawiona wróciłam do sypialni, patrzę przez okno... a tam biało!
Może nie były to jakieś przytłaczające ilości śniegu, ale trawniki zrobiły się białe. I padało tak cały weekend - momentami dosyć intensywnie. Marcowa śnieżyca. Ale wszystko szybko się stopiło, bo w dzień temperatury były dodatnie (całe 2 stopnie! trzeba było wyciągnąć czapkę!). I teraz jak śnieg posypuje, to tak bardzo nieśmiało. Chyba nie ma co liczyć, że nadchodzące Święta będą białe...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz