poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Urzędy

Urzędnikom migracyjnym nie spieszyło się z wydaniem nam papierka, że jako obywatele UE nie potrzebujemy żadnych pozwoleń na pobyt. Dostaliśmy go dopiero po 3 miesiącach od złożenia podania.
Obywatele Unii Europejskiej nie mogą składać podań osobiście, tylko przez formularz na stronie internetowej. Wypełnia się ankietę, dokłada potwierdzenie zatrudnienia i - w naszym przypadku - skan aktu ślubu (po polsku, żadnych tłumaczeń nie trzeba). I czeka... formalnie w ciągu 28 dni powinna zapaść decyzja. Nie było jej po miesiącu, więc Marcin pojechał do urzędu, gdzie został poinformowany, że jego sprawą zajmuje się pani z drugiego końca Szwecji i trudno powiedzieć cokolwiek na ten temat, o ile nie została podjęta jakaś decyzja. Teoretycznie przy wysyłaniu dokumentów dostaje się numer sprawy i można sprawdzać, co się dzieje, ale w praktyce sprowadza się to do informacji "brak decyzji".
Okazało się, że list został do nas wysłany (przyszedł dzień czy dwa po wizycie w migracyjnym). Decyzja nie mogła zostać podjęta, ponieważ jeden z załączników był wypełniony trzema różnymi rodzajami pisma - Marcin wypełnił podstawowe informacje na formularzu, szef się podpisał, a sekretarka dopisała dane kontaktowe do firmy. I to było podejrzane, bo niespójne.
Przy okazji wizyty w migracyjnym (teoretycznie można zadzwonić, ale czas oczekiwania na rozmowę to około godziny), dostaliśmy maila i numer telefonu urzędniczki, która zajmowała się naszą sprawą. To było bardzo wygodne, bo wszystkie braki i nieścisłości można było bardzo szybko wyjaśnić i ewentualnie dosłać mailem a nie tradycyjną pocztą.
Po kolejnym miesiącu stan sprawy uległ zmianie - prawie codziennie sprawdzaliśmy na stronie internetowej, czy coś się ruszyło - enigmatyczna informacja głosiła, że "decyzja została podjęta". A-h-a. Po tygodniu (list nie powinien iść dłużej niż 2-3 dni) napisaliśmy do kobiety z migracyjnego maila z prośbą o wysłanie nam decyzji drogą elektroniczną. W odpowiedzi dostaliśmy informację, że decyzja znajduje się w wysłanym do nas liście.
Trochę to już zaczęło się robić niepoważne. Nie mając kartki z migracyjnego nie możemy złożyć wniosku o personnummer (taki szwedzki PESEL), a bez tego numeru nie można zarejestrować samochodu ani zapisać się do Försäkringskassan (czyli korzystać z lokalnej służby zdrowia). Nie można też płacić podatków, co wprawia w zakłopotanie firmowych księgowych, ani normalnie korzystać z konta bankowego (bez personnummer'u można założyć konto, ale chyba nie w każdym banku, a do tego na gorszych warunkach - np. bez dostępu przez internet). Marcin wybrał się po raz kolejny do urzędu migracyjnego (mi ta wątpliwa przyjemność została oszczędzona, bo zostałam zgłoszona jako członek rodziny) i wydrukowano mu "decyzje" podjęte w naszej sprawie.

Z tym papierkiem (każdy ze swoim) udaliśmy się do urzędów podatkowych (Skatteverket) - do różnych, bo każdy poszedł do tego, który ma bliżej pracy (to akurat ze względów praktycznych, nie ma wyznaczonego jednego oddziału do składania tych wniosków).
Znalazłam formularz (wiedziałam, czego szukać, bo Marcin załatwiał to 3 dni temu), a potem numerek i czekanie... Byłam 55 w kolejce, ale sprawnie szło - na obsługę jednej osoby wychodziło około minuty. Fakt, że okienek było chyba 27, ale kolejki były 4 (ja zostałam 'przydzielona' do ogólnej).
W urzędzie jest kilka stanowisk ze stołami i szafkami, w których znajdują się różne formularze (pogrupowane działami: dla firm, dla osób prywatnych, związane z podatkami, związane z przyjazdem do Szwecji). Między stołami krążą pracownicy w jaskrawozielonych szarfach z napisem "Zapytaj mnie" i pomagają znaleźć formularze, wypełnić dokumenty. Można też się ustawić w kolejce do punktu informacyjnego - tam można znaleźć wolnych pracowników, którzy ustalają, do której kolejki się trafia i dają numerek, ale też pomagają z dokumentami.
Jest też sporo stołów oraz naprawdę dużo miejsc siedzących - chyba dla każdego chętnego wystarczyło.

Pracownicy, którzy obsługują petentów w okienkach, są naprawdę bardzo mili i mówią dosyć prostym językiem, więc żaden problem ich zrozumieć ;-) W sumie po tych kilku latach nauki, to byłby trochę wstyd, jakby człowiek nie dał rady zrozumieć, że ma się jeszcze gdzieś podpisać, nie umiał powiedzieć, że zapomniał z Polski aktu ślubu albo odpowiedzieć, że nie zna numeru telefonu do właściciela mieszkania. Poszło szybko, sprawnie, a urzędniczka była uśmiechnięta :-)

Teraz 4-6 tygodni oczekiwania na decyzję. Moją. Bo Marcinowi - zapewne z racji mniejszego oblężenia urzędu, w którym on składał dokumenty - powiedzieli, że to zajmie 2-3 tygodnie.

Mam nadzieję, że uda się to załatwić do końca maja, bo jak nie, to w czerwcu czeka nas wycieczka samochodowa do Polski, żeby zrobić przegląd auta na kolejny rok.

Podobno w migracyjnym trafiła nam się wyjątkowo niemiła pani i na ogół ludzie są jednak bardziej życzliwi (co mieliśmy okazję zobaczyć w urzędzie podatkowym). Ale czytałam też, że Szwedom się nigdy nie spieszy - i dlatego sprawy w urzędzie wleką się tak długo, jak tylko pozwalają na to przepisy. Korzystanie z urzędów to ból dla ludzi, którzy potrzebują coś szybko załatwić.

Plus jest taki, że zwykła praca też tak wygląda ;-) Nikt się nie stresuje. Nie zdążymy z czymś? No tak, to problem - przyznają ludzie - ale nikt się z tego powodu nie spina, poza mną. A przynajmniej po nikim tego absolutnie nie widać. Raczej ludzie starają się wymyślić, co można poprawić, jak to lepiej zaplanować w przyszłości, starają się ustalić kolejny, bardziej realny termin. Czuję, że mi też zaczyna się udzielać ten spokój.
Tempo działania urzędów jest powalająco wolne. Jednak do urzędów nie chodzi się na co dzień, a do pracy tak. I w pracy taki klimat jest naprawdę bardzo przyjemny. Myślałam, że nie da się lubić pracy bardziej niż ja lubiłam swoją poprzednią. Teraz mi naprawdę szkoda w piątki, że to już koniec tygodnia, do poniedziałku zostały jeszcze całe dwa dni, a ja bym chciała coś jeszcze zrobić. Ale nie pracuję w weekendy i z domu nie ruszam projektu do pracy, od kiedy nie noszę swojego laptopa do biura, więc to chyba nie pracoholizm ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz