Idąc do sklepu samoobsługowego człowiek nie bardzo się zastanawia, czy umie nazwać wszystkie produkty, których potrzebuje, o ile umie je sam znaleźć na półce.
Kilka razy zdarzyło mi się, że zapytano mnie, jaki gatunek jabłek wybrałam - a ja je wybierałam patrząc na wygląd, czasem na kraj pochodzenia (można trafić w sklepie na jabłka polskie czy niemieckie, ale są również amerykańskie i brazylijskie). Po drugiej takiej akcji zaczęłam brać pakowane firmowo albo z naklejkami opisującymi gatunek. Chyba, że naprawdę spodobają mi się jakieś inne, to wtedy staram się zapamiętać, co biorę.
Dzisiaj kupiłam cukinię. I zostałam przy kasie zapytana, co to jest. Ekhm, jakoś mi tak nie przyszło do głowy zastanowić się wcześniej, czy znam angielską albo szwedzką nazwę cukini. Kasjerka pytała, czy to jest oberżyna - obstawiałam, że nie, ale pewności nie miałam, więc na wszelki wypadek powiedziałam, że nie wiem. Nie wiem, co kupuję. Na szczęście kasjer z sąsiedniej kasy znał kod to na to długie zielone warzywo - nazwa nie była potrzebna.
A cukinia zarówno po angielski jak i po szwedzku to zucchini. Tak po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz